Spis
10 sierpnia 1944 r. 14 sierpnia 1944 r.

11 sierpnia 1944 r.

Pozostaję zamyślona z powodu wypowiedzi znajomego. Wszyscy widzą sytuację jako długą i czarną... a ja spieszę się, by iść do mojego Dyrektora.558 Jezus mówi do mnie: "Bądź cierpliwa, bądź cierpliwa. Dla wszystkich to już kwestia dni". Nie mówi nic więcej. Nie piszę nic więcej, ponieważ mam zamiar "widzieć", a Jezus chce, abym widział.


W przerwie "widzenia", przyznanej wprawdzie z litości dla mnie, myślę o tym, jak praktykować cnoty tego Drugiego Piątku Matki Bożej Bolesnej. Jeśli chodzi o pychę i próżność, mam nadzieję, że po tylu lekcjach poradzę sobie dość dobrze. Posłuszeństwo natchnieniom idzie jeszcze lepiej, ponieważ jest to bardzo rzadki przypadek, że nie stosuję się chętnie i całkowicie do natchnienia, które czuję, że pochodzi od Boga. Ale jeśli chodzi o oderwanie się od wszystkiego, jestem... w tyle. To prawda, że Jezus myślał o tym do tego stopnia, że nie wiedziałbym już, co Mu dać, ponieważ zabrał mi wszystko. Ale brakuje mi spokoju z powodu utraty pewnych rzeczy. Nie żałuję mojego zdrowia, nie żałuję mojego życia bez uczucia... ale żałuję mojego domu... To są myśli, które rozmyślam; a słodki głos Matki mówi do mnie: "Córko, zanim pójdziesz ze mną na Kalwarię, kiedy odpoczniesz od swojej słabości, posłuchaj lekcji Matki. Chcę cię nauczyć doskonałości oderwania. Musisz dać Mojemu Jezusowi najcenniejszą rzecz. Mimo to musisz Mu to dać. Cenniejsze niż życie, droższe niż uczucie, bardziej ukochane niż dom. Nie można zabić pamięci... i nie można zapobiec nostalgii. Wystarczy jednak, by pamięć i nostalgia były przepojone rezygnacją. Wtedy nie są one niedoskonałościami. Są zasługami w oczach Boga. Ciernie, które ściskamy w naszych sercach, aby nasyciły się łzami i krwią i stały się klejnotami, które można ofiarować boskiemu tronowi. Ja też je miałem i wiem o tym. Ale chcę cię nauczyć doskonałości oderwania. Doskonałości, która nie jest jednorazowym wydarzeniem, które minęło i już się nie powtarza. Ale jest to doskonałość, która powtarza się sto i jeden razy w życiu. Co chcę przez to powiedzieć? W ciągu jednego roku, jednego miesiąca życia. Pomyśl, jaka suma wiecznych łask przychodzi do nas. Jest to umiejętność oderwania się od ludzkiego sposobu myślenia. Z czego składa się ludzkie myślenie? W połowie z urazy, w jednej czwartej z nadmiernej wrażliwości, a w drugiej z egoizmu. Czy bliźniego dotknąć korolą, czy piórkiem? Och! że dla bardzo wrażliwego ludzkiego ego to szczotkowanie jest czymś więcej niż smagnięcie biczem, czymś więcej niż czubek gladiusa, który przenika i przebija! Egoizm wtedy warknie: "Jestem królem i nie chcę żadnej obrazy. Rządzę i nie chcę oporu wobec mojej woli". I tutaj, między nadmierną wrażliwością a bezwzględnym egoizmem, rodzą się urazy, które nie upadają, przywiązania do własnych idei. Oto: "Si vis perfectu esse va, vende quae habe", powiedział559 mój Syn. A Ja wam mówię: jeśli chcecie być doskonali, przyjdźcie, złóżcie w Moją dłoń wasz sposób myślenia, wasze przywiązanie do niego, a przede wszystkim wasze urazy. Rzucę je na stos Miłosierdzia. Czy wydają ci się dobrym materiałem? Zobaczysz, że nie są złotem, ale szmatą, która płonie i pozostawia popiół, popiół. Myśl jak dziecko Boże. Czy widzisz Mojego Syna? Jest pod krzyżem i z koroną na głowie. Ale On nie myśli o sobie. Mówi: "Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną, ale nad waszymi grzechami". Wystarczy. Podążaj za Nim aż na szczyt". A oto kolejna rzecz, której "biednej Maryi nie wolno robić560". Teraz mogę napisać, co widziałem. Albo przynajmniej powiedzieć, co widziałem, bez podawania szczegółowego opisu, ponieważ to już zostało zrobione561. Ostatniej nocy chciałem zrobić Godzinę Agonii w Getsemani, ponieważ był czwartek. Miałam przy sobie zeszyt, w którym jest to, co Jezus podyktował mi 6 lipca562 . Zamierzałem przeczytać go o północy, przy świecach, ponieważ nie można używać światła elektrycznego. Ale o godzinie 21.00, kiedy zostałam sama, ponieważ inni byli na parterze i jedli kolację, mój duchowy wzrok, który na próżno starał się zobaczyć coś z męczennika Wawrzyńca563 - naprawdę chciałam i myślałam o tym od rana dziewiątego - Jezus pojawił się wśród apostołów na znanej mi drodze, która prowadzi z Wieczernika do Getsemani, przechodząc przez Cedron po małym moście. Początek jest pod każdym względem taki sam jak wizja, którą miałam wcześniej, w lutym. I tak jest dalej. Cierpię tak samo jak wtedy, widząc najpierw uroczysty, potem poruszony, a następnie przygarbiony smutek Jezusa w trzech etapach modlitwy. Obserwuję Go uważnie. Świadomy przyszłości wizji, jestem w stanie dostrzec najdrobniejsze szczegóły gestów, ubioru, cierpienia. Jezus stoi z otwartymi ramionami i z wystarczającym spokojem w pierwszej części modlitwy. Ale kiedy wraca, znajdując trzech śpiących, jest już mniej spokojny. Jego twarz już się zmieniła. Wydaje się, że zmarszczki wyryły się po bokach jego nosa, a jego usta opadają ze smutnym zmarszczeniem, a jego spojrzenie jest przygnębione. Modli się, najpierw na kolanach, a potem na nogach, bardzo poruszony w drugiej części, przychodząc i odchodząc, jak ktoś, kto dyszy. Kiedy wraca po ponownym znalezieniu trzech śpiących, jest tak zniechęcony, że nawet idzie pochylony, pod ciężarem moralnego krzyża, który go miażdży... obojętność. Następnie zauważam, jak upada twarzą na ziemię i jak, kiedy ją podnosi, ta twarz jest maską krwi. Zauważam, że anioł jest tylko światłem wiszącym nad nim i rozumiem, dzięki wewnętrznemu napomnieniu, że anioł ukazał mu się tak, jak Jezus ukazuje się mnie: duchowi. To światło jest po to, abym zrozumiał, kiedy Jezus doznaje anielskiego, niematerialnego pocieszenia. Agonia Jezusa jest zawsze tragiczna. Kilkukrotne jej oglądanie nie odbiera jej tragicznego charakteru, ale raczej go zwiększa, ponieważ im bardziej się ją poznaje, tym wygodniej się ją śledzi. Kiedy Jezus, po obudzeniu trzech, idzie w kierunku wyjścia z Getsemani, aby dołączyć do pozostałych ośmiu i spotyka Judasza i strażników, ponownie widzę spojrzenie Jezusa i słyszę Jego słowa jak w lutym. Ale dostrzegam też postawę apostołów. Piotr wyprzedza całą grupę, która znajduje się po lewej stronie Jezusa. Twarz Piotra jest przygnębiona, oszołomiona i jednocześnie zirytowana. Pozostali apostołowie są skuleni za nim jak stado przestraszonych owiec. Na jedenastu twarzach pobladłych z zaskoczenia, bólu i blasku księżyca są 22 szeroko otwarte oczy i jedenaście półprzymkniętych ust. Widzę też, że Piotr i Mateusz to dwaj najniżsi wzrostem, że uczciwość Piotra jasno wynika z jego surowej, chłopskiej twarzy. Widzę również, jak jego pospolita krew rozgrzewa się i sprawia, że skacze jak pantera i rzuca się na Malco. Widzę również, że dobry uczynek Jezusa, zbyt łagodny jak na pragnienie i koncepcję, jaką mieli o nim jego naśladowcy, jest przyczyną ogólnej ucieczki. Musieli pomyśleć, że nie ma sensu walczyć o imbecyla, który mając władzę nad wszystkim, nawet nad żywiołami, pozwolił się porwać jak owca przez garstkę najemników, plebejuszy przebranych za żołnierzy. Wielkie rozczarowanie... A potem jeszcze więcej tego samego. W sali Sanhedrynu jeszcze lepiej dostrzegam małpią, wściekłą twarz Kajfasza i spokój Jezusa. A potem jego spojrzenie bólu na Piotra ogrzewającego się przy ognisku. Twarz Piotra, już zaczerwieniona od wysiłku okłamania przesłuchującego go sługi, staje się purpurowa, gdy Jezus, przechodząc po podwyższonym chodniku ganku, spogląda na niego. Płomienie ognia pozwalają mi widzieć wyraźnie. Następnie podążam za Jezusem, który przychodzi i odchodzi z pretorium do Heroda i z powrotem, i zauważam Jego spojrzenie, gdy spotyka Judasza. To spojrzenie uczy mnie przebaczać... Śledzę pytania Piłata, siedzącego na swoim krześle na podwyższeniu. I drwiny Heroda, a potem potworne biczowanie... Dla mnie jest to zawsze jeden z najbardziej dręczących momentów do oglądania. Widzę, jak upada na ziemię, zakrwawiony i żywy w worze... Widzę miny żołnierzy, którzy szydzą z niego, przebranego za króla. On zdaje się mówić: "Kochajcie Mnie! Dlaczego krzywdzicie Mnie, który was kocham?". A potem Człowiek przedstawiony przed trzema stopniami rezydencji Piłata. Jezus spokojny i uroczysty przed pijanym tłumem, wyprostowany pomimo faktu, że jego kończyny zostały połamane przez bicze, pełen majestatu. I wreszcie Piłat, który wstaje z krzesła i stojąc na podwyższeniu, wyciąga prawą rękę do przodu i skierowaną w dół, jak ktoś, kto przysięga, i rozkazuje: "Idźcie na krzyż", a potem: "Idźcie, żołnierze. Posyłam go na krzyż". Mówi to po łacinie564 i myślę, że to rozumiem. A Jezus jest poprzedzany przez żołnierzy na koniach i flankowany przez innych pieszo. Cała centuria, by eskortować niewinnego człowieka! Chyba że chodziło o uchronienie go przed nadmiernymi torturami, które wydawały się przesadą nawet żołnierzom Rzymu! ... A potem, a potem to, czego nie można powiedzieć bez ponownego złamania serca: Matka, przybicie i agonia. Śmierć jest w końcu ulgą. To, czego nie można znieść, to cierpienie... Tam. Pisałem na polecenie Jezusa, który chciał, abym opisał koniec tak, jak go widziałem, we właściwym czasie: jest godzina 15.15 czasu słonecznego w dzisiejszy piątek. Bardzo wyraźna kontemplacja trwa od zeszłej nocy z niezamierzonymi przerwami i nieostrymi ujęciami. Zwracam na to uwagę. Ponieważ wydaje mi się to ważne. Te rzeczy są tak bardzo zależne od mojej woli, że nie mogę ich ani sprowokować, ani usunąć, ani uczynić ich jaśniejszymi poprzez koncentrację, ani cierpieć mniej poprzez dygresję. Jeśli jest to coś, co uwielbiam widzieć i zamykam oczy mojego ciała i uszy, aby być bardziej skoncentrowanym, tracę to z oczu, być może, lub staje się zamazane, podczas gdy jest jasne, co Bóg da, nawet jeśli pozornie robię i patrzę na zwykłe rzeczy. Zmienia się tylko moja twarz i Paola565 czasami to zauważa. Na przykład 2 marca mój kuzyn Joseph powiedział: "Co się z tobą dzieje? Masz twarz kogoś, kto jest zaspany i wyglądasz bardzo blado". W przerwach miałem dwa krótkie dyktanda Jezusa i Maryi. Teraz to się skończyło. Przynajmniej na razie. Nie wiem, czy później zobaczę, jak co piątek wieczorem, mamę płaczącą nad Jezusem w Grobie. Dyktando Maryi jest sprowokowane myślą, którą miałem dziś rano. Myślałam o tym, że skoro muszę być pogodna, aby nie denerwować innych, byłoby dobrze, gdyby inni zrobili to samo dla mnie, podczas gdy wszyscy przychodzą, aby odłożyć swój mały tobołek lub wiązkę westchnień, a następnie odchodzą szczęśliwsi, zdrowi, podczas gdy ja, chora i tak smutna, pozostaję z moim i ich ciężarem smutku, i miałam wielkie pragnienie, aby powiedzieć: "Neh? przyjaciele! Zachowajmy nasze kłopoty dla siebie. W każdym razie..." i tutaj pojawił się mały diabeł urazy i pamięci, choć niemy. Drugą pokusą było odpowiedzieć Marcie w ten sposób: "Do tej pory robiłem to dla wygody innych, bezskutecznie i z wielką szkodą. Teraz wystarczy. Robię swoje. Zresztą..." i kolejne pojawienie się wspomnianego małego diabełka. Ale matka uspokaja mnie i mówi, że "nie wolno mi tego robić". To święty refren566 moich Mistrzów! Maryja przestanie istnieć, jeśli tego nie zrobi. Ale tak długo, jak mi pomagają i kochają... [Następnie, z datami 12 i 13 sierpnia, fragmenty 11-14 rozdziału 174 i całe rozdziały 183, 233 i 234 EVANGELO].


[558] Spieszę się, aby udać się do mojego dyrektora, który pozostał w Viareggio i którego pisarz, przeniesiony do Sant'Andrea di Còmpito (notatka z 24 kwietnia), przegapił. Wizyta ojca Miglioriniego jest wspominana 11 lipca.

[559] powiedziane w Ewangelii Mateusza 19:21; Marka 10:21; Łukasza 18:22. Jak zawsze, łacina Marii Valtorty jest przybliżona. Zaczerpnięte ze starożytnego języka zdanie brzmi następująco: Si vis perfectus esse, vade, vende quae habes... Następny cytat, przytoczony w języku włoskim, pochodzi z Łk 23, 28.

[560] nie może tego zrobić, jak pisze w swoim komentarzu do pierwszego "dyktanda" z 10 sierpnia.

[561] dokonane w dniach 11-12 lutego.

[562] podyktowany... 6 lipca, który jednak nie należy do tych zeszytów, co wyjaśniamy w przypisie do daty 6 lipca.

[563] męczennik Wawrzyniec, wspomniany 10 sierpnia, w dniu jego święta.

[564] Łacina, której Maria Valtorta musiała nie studiować. Jednak mimo to chciała umieścić u dołu strony z autografem dwie łacińskie frazy, które cytujemy tak, jak je napisała. Pierwsze: Ibis ad crucem. Drugie: Expedi crucem lub ad crucem. I dodaje: Tak mówi Piłat.

[565] Paola, jak ponownie pamiętamy, to Paola Belfanti, córka Giuseppe Belfanti, kuzyna matki pisarza, która mówi o nim w swoim piśmie z 14 sierpnia.

[566] powstrzymać się, ponieważ już powiedział 10 sierpnia i powtórzył powyżej, tego samego dnia 11