Spis
13 maja 1946 r. 21 maja 1946 r.

16 maja 1946 r.

[Z tej samej daty jest rozdział 438 EVANGELO].


4.45.


Moja mama. Moja mama! Łagodny smutek. Z uspokojoną twarzą, już nie popielatą jak w pierwszych objawieniach1, twarzą z jej najlepszych godzin i jeszcze bardziej spokojną, jakby zmiękczoną odbiciem duszy karmionej pokojem... Ale jest smutna. Patrzy na mnie z miłującą litością. Spojrzenie, jakiego życzyłbym sobie od niej wiele razy, gdy była moją matką na ziemi, a które miałem tak rzadko i zawsze słabsze niż to teraz. Patrzy na mnie... Wydaje się, że cierpi... Ale nie jest już daleko ode mnie, w nieziemskich strefach, jak w jej pierwszych objawieniach. Jest tutaj, na końcu mojego łóżka, i rozgląda się dookoła, nie wiem, czy z ciekawości, czy by powitać rzeczy, które widzi wokół mnie. Uśmiecha się do swojego portretu umieszczonego obok mnie, uśmiecha się jaśniej do swojej Matki Bolesnej, do mojej miniatury, a potem patrzy na Jezusa u wezgłowia mojego łóżka, a jej spojrzenie jest tak nieokreślone, że nie potrafię go opisać. Wydaje się modlić i wielbić, i wydaje się, że uniża się, prosząc o przebaczenie... Wydaje się, że cierpi. Myślę, że jest smutna, ponieważ od dwóch miesięcy nie mogę pozwolić jej na odprawienie Mszy świętej. Wcześniej, od grudnia do marca, uspokoiła się lub wydawało mi się, że się uspokoiła, ponieważ już jej nie widziałem ani nie słyszałem, tak jakby comiesięczna Msza św. dawała jej orzeźwienie. Powiedziałam jej: "Masz rację, mamo. Ale gdybyś wiedziała, w jakim jestem stanie! Oni już się mną nie zajmują...". Kontynuuję: "Nie wiem, do kogo się zwrócić, aby mieć pewność, że przyniosą ci ulgę w Najświętszej Ofierze..." Ona odpowiada: "Wiem. My, tutaj, wiemy. Ale to nie dla mnie cierpię. To dla ciebie. Biedna Maryjo! Nigdy nie rozumiana, nigdy nie kochana, nigdy nie szczęśliwa... Nawet teraz, gdy jesteś tak chora i tak godna pomocy. Ile krzywd wszyscy ci wyrządziliśmy!" "Nie cierp, matko. Wiesz, że jestem przyzwyczajona do tego stanu..." i nie mówię nic więcej, zdając sobie sprawę, że moje słowa byłyby wieloma wyrzutami za rozpamiętywanie przeszłości, jej przeszłości i mojej przeszłości... Odpowiada: "Nie mogę nie cierpieć. Ponieważ teraz rozumiem. Zanurzeni w ognistej i świetlistej kąpieli odkupieńczej miłości2, widzimy, wiemy i uczymy się teraz, tutaj, kochać naszego Boga i naszego bliźniego, którego kochaliśmy mało i źle w życiu. A cierpienie naszego bliźniego zwiększa nasze zadośćuczynienie, ponieważ po upadku egoizmu wiemy, jak kochać i cierpieć z nim i dla niego. Ale nie smucić się z tego powodu. To służy nam do szybszego pójścia do nieba. Bądź cierpliwa, Maryjo. Bóg kocha tylko ciebie. Kocha cię tak bardzo. A teraz twoja matka kocha cię tak bardzo, że nie może ci jeszcze dać wszystkiego, co chciałaby naprawić. Okres wyrzutów sumienia minął, pierwszy... i jestem w czynnej miłości. Ale nadal nie mogę zrobić nic poza modlitwą za ciebie. Ale bądź spokojny. Ty już wiesz, jak kochać, więc jesteś chroniony przez Miłość. Uczę się wiedzieć, chwila po chwili wieczności. Wiedząc coraz więcej, coraz bardziej uczę się kochać. Kiedy będę wiedział, jak kochać tak, jak nam przykazano, odkupienie dobiegnie końca i wtedy będę mógł znacznie więcej. Niebo i moc, na ziemi i tutaj, zdobywa się kochając. Nie płacz, maleńka (pieszczotliwe imię, które moja matka nadawała mi, gdy byłam dzieckiem, co oznaczało: maleńka, i które nadawała mi również jako kobiecie w rzadkich chwilach ekspansji). Zło należy do innych. Muszą płakać, bo bolą. Gdybyś wiedział, jak tutaj odpokutowuje się za to, przez co cierpi bliźni. I wszyscy będą cierpieć. I będzie to tylko dlatego, że nie mają litości ani dla stworzenia, ani dla Bożych środków. Jak dobry powinieneś być, póki możesz! Bądź cierpliwy i ofiaruj Bogu swoją cierpliwość. Najlepsze ofiary są właśnie dlatego, że są składane przez ciebie, tylko przez ciebie. To twoje ofiary, twoje poświęcenia podnoszą mnie na duchu, ponieważ to do ciebie najbardziej brakowało mi miłości, do ciebie ze wszystkich żyjących... Peppino nie ma już wśród żywych... Żegnaj, Mario...". (inny sposób nazywania mnie przez matkę, która chciałaby, żebym był chłopcem, a nie dziewczynką i nazwała mnie "Mario" prawie po to, by pocieszyć się, że urodziła dziewczynkę...). I pocałunek, chłodny, dotyka mojego policzka, gdy wizja się rozmywa... i powoli znika. Wołam: "Mamusiu! Mamo! Powiedz mi! ... Czy jesteś bardziej oczyszczona, że teraz mówisz, kiedy wcześniej nie mogłaś? Powiedz mi!..." Ale ona odeszła, nie odpowiadając mi. Chciałam ją też zapytać: "Kiedy w grudniu byłaś tak rozdarta3 i wołałaś mnie tym płaczliwym głosem, czy to dlatego, że widziałaś, co się dla mnie szykuje?". Chciałam jej też powiedzieć: "Dlaczego tata nigdy nie przychodzi? Czy nie jest w pokoju, czy jest tak spokojny, że działa z nieba, nie przychodząc?". Ale nie dał mi na to czasu. Pozostaję w swojej ciekawości, ale z poczuciem spokojnego komfortu....


(Ant. 10 o'clock note). Do tego stopnia, że po nocy nieustannego cierpienia, które zawsze uniemożliwiało mi sen, delikatnie zasnąłem z koroną wciąż w dłoniach, ponieważ po odmówieniu 100 "Requiem" za mamę rozpocząłem Różaniec.


[Po rozdziale 13 KSIĘGI AZARII z 19 maja 1946 r. następuje rozdział 439 KSIĘGI EWANGELII z 20 maja 1946 r.].


1 pierwsze objawienia, takie jak to z 1 listopada 1944 roku.

2 miłość ekspiacyjna, miłość czyśćcowa, jak wyjaśniono w "dyktandach" z 17 i 21 października 1943 r. oraz 15 stycznia 1944 r.

3 w grudniu, ale kolejne objawienia Matki odnotowano 26 stycznia 1945 roku.