Słodycz i obietnice błogosławionego Jezusa. Zaznaczam dzisiaj to, co było moją radością od trzech dni. W nocy z 12 na 13, kiedy pociłam się tak bardzo z powodu zapalenia płuc, że nawet moje serce było niespokojne, Jezus ukazał mi się ze Swoim Najświętszym Sercem, odkrytym pośrodku mojej klatki piersiowej i otoczonym żywymi płomieniami jaśniejszymi niż złoto. Powiedział do mnie: "Chodź i pij" i podchodząc do łóżka, abym mogła położyć głowę na Jego piersi, przyciągnął mnie do Siebie, przyciskając moje usta do rany Jego Serca i przyciskając Serce ręką, aby Krew obficie wypłynęła. A ja, z ustami przyciśniętymi do brzegów Boskiej rany, piłam. Czułem się, jakbym był ssącym przywiązanym do matczynej piersi. Kiedy miałem ssać, pomyślałem, że poczuję smak Krwi, tak jak wtedy1 , kiedy Jezus kazał mi pić z kielicha wypełnionego Jego Krwią. Wciąż pamiętam ten smak, ten lekko gęsty i kleisty płyn, ten charakterystyczny zapach żywej krwi. Ale zamiast tego, od pierwszego łyku, który spłynął do mojego gardła, poczułem słodycz, zapach, jakiego nie może mieć miód, cukier ani żadna inna rzecz, która jest słodka i aromatyczna. Słodki, pachnący, słodszy niż mleko matki, bardziej odurzający niż wino, bardziej pachnący niż balsam. Nie znajduję słów, by wyrazić, czym była dla mnie ta Krew! A płomienie? Kiedy się zbliżyłem, trochę bałem się tego ognia. Czułam żywy żar tych żywych płomieni w oddali, a im bardziej Jezus przyciągał mnie do siebie, tym bardziej wydawało mi się, że zbliżam się do płonącego pieca, a ja boję się ognia. Nie mogę znieść najmniejszego ciepła. Ale kiedy oparłam głowę o Boskie Serce i zostałam w ten sposób otoczona śpiewającymi płomieniami - ponieważ wibrowały one jak najbardziej melodyjne nuty, zupełnie nie przypominające mamrotania i gwizdania drewna na paleniskach lub ryku tlącego się ognia - poczułam języki płomienia pieszczące moje policzki i włosy, wkradające się w nie, słodkie i świeże jak kwietniowy wiatr, jak promień słońca w zroszony kwietniowy poranek. Tak, właśnie tak. A kiedy smakowałem te słodkie doznania, pomyślałem - ponieważ to jest piękno mojej ekstazy: pozwala mi ona na refleksję, analizę, myślenie o tym, co czuję, a następnie na zapamiętywanie; nie wiem, czy inni ekstatycy to robią - kiedy tak smakowałem, otoczony płomieniami Boskiego Serca, pomyślałem, że musiały to być płomienie, pośród których śpiewało troje dzieci, o których mówi Daniel: "Uczynił środek pieca jak miejsce, gdzie wieje rosisty wiatr". Tak, rzeczywiście! Pachnący poranny wiatr, w łagodnym świetle pierwszego słońca! A Jezus, po długim trzymaniu mnie przy Swoim Sercu, abym pił, oderwał mnie stamtąd, trzymając moją głowę w Swoich rękach, wysoko ku Niemu pochylony nade mną, tak że gdy nie piłem już z Jego Serca i gdy nie byłem już otoczony żywymi płomieniami, piłem Jego oddech i Jego słowa i byłem otoczony ogniem Jego spojrzenia; powiedział do mnie: "Oto cały ogień różni się, nawet oczyszczający, od mojego ognia. Albowiem ten mój ogień jest najdoskonalszym miłosierdziem i nie czyni nic złego, nawet czyniąc dobro. I to jest ogień, który trzymam dla ciebie. Tylko to. Taka jest moja miłość do ciebie. Ogień, który pociesza i nie pali, światło, harmonia, delikatna pieszczota. A oto czym jest dla ciebie moja Krew: słodyczą i siłą. A oto, co czynię dla ciebie, aby wynagrodzić ci ludzi. Wylewam na ciebie moją Krew, jak matka wylewa mleko na nowonarodzonego, ty, moja córko! Tak cię kocham!" Od tego czasu te słowa i ta wizja są powtarzane codziennie, a teraz Jezus zawsze dodaje do nich te słowa: "I tak będziemy się kochać w przyszłości. To właśnie dam ci w nagrodę za twoją wierną służbę. To jest wasza przyszłość, dopóki żyjecie na ziemi. Potem będzie to doskonałe zjednoczenie". Tego ranka nawet o. Mariano, który przyszedł przynieść Komunię Świętą, zdał sobie sprawę, że jestem dalej od Ziemi niż słońce. Byłem w Jezusie, pijąc Jego Krew i rozkoszując się ogniem Jego miłości! ... Nawet kilka dni temu, dokładnie 14 marca, w moje 50. urodziny, powiedziałem sobie - po wizji, w której Jezus w drodze do Jerozolimy śpiewał psalmy, jak to czynią pielgrzymi Izraela - "Jakże będę tęsknił za tymi pieśniami później, kiedy Ewangelia się skończy! Jakże będę tęsknił za doskonałą pieśnią Jezusa! I za Jego spojrzeniem, gdy przemawia do tłumów lub do swoich przyjaciół!", ukazał mi się i powiedział: "Dlaczego tak mówisz? Czy możesz myśleć, że pozbawiam cię tego, ponieważ ukończyłeś dzieło? Zawsze będę przychodził. I tylko dla ciebie. I będzie to tym słodsze, że będę dla ciebie wszystkim. Mój mały Janie, wierny rzeczniku, nie zabiorę ci niczego, na co zasłużyłeś: zobaczenia i usłyszenia Mnie. Wręcz przeciwnie, zabiorę cię wyżej w czyste sfery czystej kontemplacji, owinięte w mistyczne zasłony, które stworzą zasłonę wokół waszych serc. Teraz mieliście być również Martą, ponieważ musieliście aktywnie pracować, aby być rzecznikiem. Od teraz będziecie tylko kontemplować. I to będzie takie piękne. Bądźcie szczęśliwi. Tak bardzo. Tak bardzo cię kocham. A ty kochasz mnie tak bardzo Nasze dwie miłości!... Niebo już cię wita! Piękna pora nadchodzi, o mój ukryty żółwiu. I przyjdę do ciebie wśród żywych perfum winorośli i łąk, i zapomnę o świecie w mojej miłości... "Och! nie można powiedzieć, co to jest!
[Daty od 17 do 31 marca 1947 r. to rozdziały od 580 do 586 oraz rozdziały 588, 590 (z wyłączeniem fragmentów od 4 do 9) i 592 EVANGELO].
1 jako ten czas, 29-30 marca 1945 r.
2, o którym mówi w Księdze Daniela 3:50.
3 Maria... Marta... w odniesieniu do epizodu opisanego w Ewangelii Łukasza 10: 38-42. Poniżej obrazy zaczerpnięte z Pieśni nad Pieśniami 2, 10-17. Na końcu obietnica, która przypomina stan słodkiej apatii i tajemniczej psychicznej izolacji, która charakteryzowała ostatnie lata ziemskiego życia Marii Valtorty. Inne wskazówki można znaleźć w pismach z 1944 roku: 4 marca (pod koniec: ...aby umrzeć w ekstazie), 15 czerwca (pod koniec, gdzie mówi o swoim Słońcu), 21 lipca (w połowie: pocieszona tak nadnaturalnie, że pozostaniesz ekstatyczna...) i 12 września (pod koniec: jak szczęśliwa będziesz...).