Jestem zdenerwowany. To nie pierwszy raz od jakiegoś czasu, kiedy mam znak, że ktoś nie zachowuje się wobec mnie uczciwie. Zawsze odrzucałem i przemilczałem ten znak i to zaufanie. Ale teraz jest to zbyt naglące. Nie wiem, kto to jest. Mężczyzna? Kobieta? Nie wiem. Wiem, że są tacy, którzy zachowują się wobec mnie nieszczerze i niesprawiedliwie. I gdyby chodziło o Marię Valtortę, nie byłoby w tym nic złego. Ale obawiam się, że jest to nie w porządku wobec "rzecznika". Staram się nie chcieć nazywać tym nieszczerym kogoś, kto nie ma szacunku dla Jezusa. Ale jeśli tak czynię, ponieważ nie mam dowodów i nie chciałbym, aby wątpiącym brakowało miłosierdzia - Jezus mówi, że podejrzliwość jest także brakiem miłosierdzia, powiedział to dwa lub trzy razy w scenach Ewangelii - to nie umniejsza to faktu, że nawet nieumyślnie jakieś imię może przyjść mi do głowy jako imię możliwego autora zła. Mówię to, ponieważ nie mam przed wami żadnych tajemnic i ponieważ uważam, że dobrze jest, abyście również znali to ostrzeżenie. Niestety, niczemu nie zapobiegniemy. Ale warto wiedzieć, że ostrzegałem o tym z wyprzedzeniem. Jestem bardzo zdenerwowany. Powtarzam. Zdenerwowany z tego powodu. Nie o nic innego. Jezus mnie nie opuszcza. Ale jaką lekcję daje każdemu! Z jakim szacunkiem strzeże tajemnicy! Nie jestem już wolna, by "widzieć i słyszeć". Bycie tutaj tylko z Martą narzuca mi obecność przyjaciół i znajomych, a Jezus, który nie chce odkryć swojego "rzecznika", milczy. Jak wiele można się nauczyć z tego milczenia! Jednak ze mną, intymnie, nie jest ani milczący, ani nieobecny. Wręcz przeciwnie, obdarza mnie pieszczotami... Ktoś powie: "Dlaczego nie mówisz i nie pokazujesz się w nocy? Maryja umiera, a Jezus jest współczujący. Nie używa "mocnego sposobu", mówię, że jest to sposób niedelikatny i narzucający się, ponieważ ma przed sobą osobę, która Go kocha. Robi to, gdy widzi taką potrzebę. Ale nie rozkoszuje się dręczeniem. Tutaj też można się wiele nauczyć!