Ruda 12
I wiem, co mi uczyniłeś, Panie, zabierając mnie ze sobą na Twoje przyjście do Jerozolimy i Betanii, tak słodkie w swoim smutku i pokoju... Wiem. Prawda nagle oślepiła mnie po wizji szabatu w Getsemane... I zadrżałem na jej widok... ale nie rozwodziłem się nad tym, ponieważ oddelegowałem Cię w Twoim kochającym celu. Niosłeś mnie wysoko, zajmowałeś mnie przez całe dni, a potem pogrążałeś mnie we mgle mojego letargu, abym nie myślał, czym były dla mnie te dni. Przez cały czerwiec, miesiąc udręki dla Twojej biednej Maryi, naprawdę porywałeś mnie w swój wir, aby wir wspomnień mnie nie porwał... Dziękuję Ci, mój Boże! Widzisz. Z obawy przed zniszczeniem Twojego żałosnego dzieła, nawet nie napisałem wtedy, kiedy zrozumiałem powód tak ekstatycznych godzin wizji... Mamo... dziecko... twoja miłość i twoje mówienie o dziecku Mama1, lub do dziecka odebranego przez twoją miłość... Ponieważ napisanie, że zrozumiałem, było rzuceniem oka na mękę, którą twoja miłość owinęła w słodycz, abym jej nie widział i nie czuł... I milczałem. Jesteś dobry. Całkowicie dobry. Nieskończenie dobry jako Bóg i doskonale dobry jako Człowiek-Bóg. Rozumiesz, że wspomnienia bolą, że pewne rzeczy denerwują, i nie chcesz, aby śmierć lub poruszenia denerwowały Twojego rzecznika, już tak wyczerpanego, już tak wyczerpanego... I dlatego wchłonąłeś mnie w siebie, w swoją przeszłość jako Jezusa z Nazaretu, pielgrzyma i nauczyciela na ziemi, abym nie myślał... Nie myślał o wszystkich datach pogrzebów2 , którymi wypełniony jest czerwiec... Niemniej jednak męka była tam... ale była stłumiona. Były szlochy biednej Maryi, która w tym miesiącu czerwcu widziała największe burze swojego przeznaczenia, te, które pozbawiły mnie moich największych uczuć, abym rozkwitał tylko w Tobie... Były szlochy, gotowe do wzniesienia się... ale ukryłeś je pod Swoją pieśnią... i były odczuwalne tylko wtedy, gdy dusza Maryi przez chwilę spojrzała na swoje człowieczeństwo. Dzięki Ci, mój Boże! O tej godzinie, dziesięć lat temu, mój dom został całkowicie opuszczony przez mojego ojca... a Ty przyprowadziłeś mnie tutaj, w tych dniach, trzymając mnie przy swoim Sercu. Jak zawsze w najgorszych godzinach, odkąd jestem Twoim "rzecznikiem"... Po śmierci Mamy3, w najzacieklejszych dniach wojny... i teraz. Tylko w zeszłym roku zostawiłeś mnie zgorzkniałą, w kwietniu i czerwcu, za Twój projekt, który, jak sądzę, nazywał się "zadośćuczynieniem za rozpacz i ulgą dla tego samego". Tak, doprowadziłeś mnie do szaleństwa, aby uratować innych przed rozpaczą. Kim będą ci, którzy zostali uratowani w ten sposób? Gdzie są teraz moi biedni zrozpaczeni bracia? Dziś rano byłem bliski śmierci... Od siódmej do dwunastej, w tym czasie, w niewydolności serca... Ale to wczoraj byłem w szczypcach dusznicy bolesnej... Nie mogąc zrobić więcej, kochałem cię i ofiarowałem twoją Krew i moje smutki za mojego ojca i moich zrozpaczonych braci.
[Rozdziały od 207 do 219 EVANGELO, z datami od 3 do 15 lipca 1945 r.].
1 Twoja wzmianka o dziecku Mama, w rozdziale 196 głównego dzieła, napisanego 21 czerwca. Jeśli chodzi o dziecko, jest to mały Jabé, później nazwany Margziam, który pojawia się w rozdziale 191 (napisanym 16 czerwca) i jest obecny aż do rozdziału 206, który oznacza koniec pobytu Jezusa w Betanii i jest ostatnim z rozdziałów napisanych przed datą 2 lipca.
2 daty pogrzebu, w sensie rocznic przypadających w czerwcu. Najbardziej oczywista i bolesna dotyczyła ojca pisarza, który zmarł 30 czerwca 1935 roku.
3 śmierć matki w dniu 4 października 1943 roku. Zaraz potem wspomina o porzuceniu, o którym wspomniano już 19 marca 1945 r. i o którym mowa w "Zeszytach z 1944 r.".