Spis
16 lipca 1945 r. 23 lipca 1945 r.

21 lipca 1945 r.

[Poprzedzające fragmenty od 1 do 4 rozdziału 225 EVANGELO].


...i jest godzina 23, a moje serce znów boli. Przyznaję, że chociaż od kilku dni zdawałem sobie sprawę z tego nowego bólu, dzisiaj płakałem. Łzy spadły, gdy jadłem bez robienia zamieszania, ponieważ nie lubię robić zamieszania, którym inni się nie przejmują. Mój wujek1. Pisze do mnie przez swojego przyjaciela, że żegna się po raz ostatni... I ten krewny też zmarł. Zawsze był w moim sercu, tak chory, potrzebujący wszystkiego, a przede wszystkim czułości, kogoś, kto pieściłby jego wielkie rany, aby usunąć gorycz, którą jego zbyt liczne i zbyt bolesne nieszczęścia włożyły w jego serce. I udało mi się to tak dobrze! Cierpiałam również za niego podczas tych miesięcy, kiedy nie mogłam komunikować się z tymi na północy. A jego list z czerwca sprawił, że byłem szczęśliwy. Od razu pomyślałem, żeby dać mu mały prezent... a potem usłyszałem, że to był ostatni... Otrzymał go... i będzie to jedyny emocjonalny kwiat na jego poduszce pogrzebowej. Łzy spadają mi z oczu... Panie!... i nie mówię nic więcej. Ty wiesz. Z tym węzłem niemego smutku na sercu rzucam się na ziemię, aby orzeźwić moje ciało, które nie chce umrzeć, kiedy za nim tęsknię, i myślę o siostrze M. Gabrielli2. Czuję, że tęskni za odrobiną cukru... Nie jest przekonana, że w kielichu Jezusa jest więcej żółci niż miodu. A ponieważ wyczuwam przybycie dwóch twoich zakonnic, które wkrótce będą błagać o słowo w twoim imieniu, mówię Jezusowi: "Czy nie ma nic dla ciebie? Dlaczego nie pytasz mnie co jakiś czas, czy jest coś". Odpowiedź sucha jak pocisk: "Nie". Jestem unicestwiony pod tym suchym "nie", które wyklucza jakąkolwiek odpowiedź... Odwracam się i płaczę za moim wujkiem, podczas gdy Marta drzemie. A o 16.00 przychodzą zakonnice: "Czy jest coś do powiedzenia przełożonej?". Czytaj: dać... Powinienem był podziękować za Cancogni. Ale jestem przytłoczony zbyt wieloma rzeczami i mówię: "Nie". Myślę, jak będzie zraniona. Co mogę zrobić? Jak tylko będę mógł, napiszę do niej mały list z podziękowaniami. Ale "nie" Jezusa było tak ostre, że myślę, iż przez jakiś czas siostra G. nie będzie miała nic. I jest mi przykro, ponieważ współczuję duszom, które nie wiedzą, jak robić rzeczy dla siebie... bez słodyczy... oszczędzając je wszystkie na wieczność. Czy to jest myśl o dumie? Badam siebie i myślę, że nie. To tylko prawda Dlaczego, Ojcze, zasłona, która otacza dusze i rzeczy, staje się dla mnie coraz jaśniejsza? W ciągu kilku miesięcy po raz czwarty powiedziałem: "Czuję, że ten mężczyzna lub ta kobieta nie żyje" i to prawda. Mój lekarz3 , Soldarelli, Annalina, mój wujek... Myślę o nich i czuję, że żyją, a potem pewnego dnia mówię: "Nie ma sensu dłużej czekać ani pisać do niego lub do niej. On nie żyje". I rzeczywiście tak jest. Widzisz: w przypadku siostry Giovanniny czułem, że nie była z dala od Rzymu, że nie była martwa, że nie była sparaliżowana, pijana lub w inny sposób, i wiedziałem, jakie imię nadać tej ciszy. O tych, o których mogłem, musiałem wierzyć, że żyją, usłyszałem, że nie żyją. Nic przyjemnego...


... Jezus zabiera mnie z powrotem do Ewangelii.


[Fragmenty od 5 do 11 rozdziału 225, a 22 lipca 1945 r. rozdział 226 THE EVANGELO follow].


1 Moim wujem jest Aristide Fioravanzi, brat mojej matki, o którym mówi ona obszernie w Autobiografii. Napisze o nim i jego śmierci 29 sierpnia 1945 roku.

[

2 Siostra M. Gabriella, nie mylić z siostrą trapistką o tym samym imieniu z Grottaferrata (przypis 16 lipca 1945), jest przyjaciółką i powiernicą, o której często mówi, przypis 10 stycznia 1945.

3 Mój lekarz to Lamberto Lapi, którego śmierć zgłosiłem 29 listopada 1944 roku; Soldarelli to Paolina Dini, wdowa po Soldarelli, która zmarła 16 stycznia 1945 roku. Jeden i drugi są również wspomniani w Autobiografii.