Spis
27 maja 1944 r. 29 maja 1944 r.

28 maja 1944 r.

[Poprzedza - o "godzinie drugiej przed Pięćdziesiątnicą" - rozdział 353 Ewangelii]. Widzę pokój, w którym spożywano Wieczerzę326. Umeblowanie jest wciąż takie samo. Ale umieszczone w inny sposób. Dwie skrzynie - to znaczy prawdziwa skrzynia po lewej stronie, w odniesieniu do mnie patrzącego w kierunku drzwi, i niski kredens po przeciwnej stronie - zostały wyjęte ze studni okiennej, w której się znajdowały i umieszczone obok siebie na końcu pokoju (po stronie bez okien). Po przeciwnej stronie, tj. po stronie, po której otwierają się małe drzwi w północno-zachodnim rogu, do których prowadzi sześciostopniowa drabina, wepchnięto duży stół, który znajdował się na środku pokoju w wieczór Wielkiego Czwartku. Między ścianą a deską znajdują się siedzenia, tyle, ile może być. Pozostałe znajdują się na dwóch krótszych bokach stołu. W ten sposób:


Krótko mówiąc, dwanaście pod ścianą i po dwa z każdej strony. Te dwa po każdej stronie są puste. Wyglądają tak, jakby zostały tam postawione tylko po to, by je gdzieś umieścić. Jeden z nich to stołek używany przez Jezusa do umywania nóg. Stół jest nagi. Nie ma na nim obrusu ani naczyń. Kredens i skrzynia są również bez naczyń, ale stoją na nich złożone płaszcze apostołów. Okna są zamknięte. Żelazna krata przecina je, utrzymując je szczelnie zamknięte, jakby była noc. Dlatego lampa jest zapalona na środku pokoju. Ale musi to być światło dzienne, ponieważ przez szczelinę lub otwór w jednej z okiennic wpada igła światła słonecznego, przez którą tańczą cząsteczki kurzu. Światła jest niewiele, ponieważ świeci się tylko jeden dziób lampy. Ale to niewielkie światło pozwala zobaczyć wszystko wyraźnie. Widzę też duże kwadratowe cegły podłogi o bladoróżowym kolorze. Pośrodku stołu siedzi mama. Po jej prawej stronie siedzi Piotr, po lewej Jan. Przed nią Matka Boża ma szeroki, niski, zamknięty kapelusz w orientalnym stylu. Naprzeciw niej znajdują się zwoje, które pełnią funkcję mównicy. Maryja jest ubrana w ciemnoniebieski strój. Pod spodem ma biały welon. Ale ma też płaszcz na głowie. Tylko ona ma zakrytą głowę. Bardzo przypomina mi Dziewicę Eucharystyczną, która ukazała mi się w czerwcu 1943 roku. (Wydaje mi się, że było to w czerwcu327, jeśli nie, to pod koniec maja. Nie mam możliwości porównania z poprzednimi dyktandami). Maria czyta na głos. Inni podążają za nią mentalnie i, gdy nadejdzie czas, odpowiadają. Słyszę tu zatem ponownie wyrażenie: "Maran ata", słyszane już328 innym razem, nie pamiętam kiedy ani przez kogo podyktowane. Musi to być coś w rodzaju "Niech tak będzie" lub "Niech będzie pochwalony Pan", ponieważ wypowiada się to tak, jak mówimy końcowy wytrysk. Mary uśmiecha się podczas czytania. Uśmiech, powiedziałbym, wewnętrzny. Uśmiecha się do własnych myśli. Na nikogo nie patrzy i dlatego do nikogo się nie uśmiecha. Uśmiecha się na myśl o miłości, kto wie, na jaką błogą wewnętrzną wizję. On się uśmiecha. Apostołowie słuchają jej i patrzą, jak się uśmiecha, podczas gdy jej słodki głos ma śpiewne nuty, gdy czyta psalmy (zakładam, że są to psalmy) w języku Izraela. Piotr jest poruszony słuchaniem jej i dwie łzy spływają po zmarszczkach na jej nosie i gubią się w jej siwiejących wąsach. John patrzy na nią i odwzajemnia uśmiech. Wygląda to tak, jakby staw stawał się słońcem odbijającym słońce, na które patrzy. Nie opierając się na Marii z zaufaniem, jakie miał z Jezusem, mimo to przylega do niej tak blisko, jak tylko może i wyciąga szyję, by podążać za czytanymi przez nią wierszami. W przerwach, kiedy zwój się zmienia lub "Maran ata" odpowiada, patrzy na nią i uśmiecha się. Nie ma hałasu poza głosem Marii i szelestem zwojów. Potem i to ustaje, gdy Maria milknie i pochyla głowę do przodu, opierając ją o maskę. Kontynuuje swoją wewnętrzną orację. Pozostali naśladują ją, niektórzy w jednej pozie, inni w innej. Głośny ryk, jak gigantyczny akord organowy, głos niebiańskiego, harmonijnego wiatru, echo wszystkich niebiańskich chórów, wspierane przez wszystkie głosy wiatrów i pieśni ziemi, przeszywa ciszę cichego poranka, zbliżając się coraz bliżej i potężniej, a powietrze wibruje, a płomień lampy drga, a łańcuchy, które go podtrzymują i opadają w zwisających ornamentach, mrugają tak, jak robią to, gdy gromka fala dźwięku przeszywa zamknięty pokój. Gdyby było szkło, kto wie, jak by grzechotało. Ale ich nie ma i nie słychać specyficznego dźwięku szkła uderzanego przez dźwięczne wibracje. Apostołowie podnoszą głowy w przerażeniu. W miarę jak dźwięk narasta z minuty na minutę, niektórzy wstają przerażeni i próbują uciekać, inni kulą się, bijąc się w piersi, a jeszcze inni przywierają do Maryi w poszukiwaniu ochrony. Najspokojniejszy jest Jan, który spogląda tylko na Maryję i widząc jej uśmiech, bardziej błogi niż wcześniej, od razu nabiera otuchy. Maryja podnosi głowę, uśmiecha się na widok tego, co z pewnością widzi jej duch, a następnie osuwa się na kolana, otwierając ramiona. Jej płaszcz otwiera się i wygląda jak niebieski anioł z dwoma dużymi skrzydłami rozpostartymi nad głowami Piotra i Jana, którzy naśladowali ją, klękając. Opisanie tego zajęło mi więcej czasu niż to, co miało się wydarzyć. To były sekundy czasu. A potem ujrzeliśmy Światło, Ogień, ujrzeliśmy Ducha przenikającego ostatnim potężnym podmuchem i wypełniającego pokój nieznośnym blaskiem, najbardziej żarliwym ciepłem i pozostającego przez chwilę unoszącego się w jarzącym się meteorze światła nad głową Maryi, a następnie rozdzielającego się i zstępującego w językach płomieni, aby pocałować czoła wszystkich obecnych. Ale płomień zstępujący na Maryję!... Długi i żywy jak wstęga ognia, nie tylko spoczywa na Jej czole, ale otacza je, obejmuje, całuje i pieści, mocując się jak złoty krąg wokół Jej dziewiczej głowy, odsłoniętej teraz, ponieważ Maryja, gdy zobaczyła Ogień Parakleta, podniosła ręce, jakby chciała go objąć, z okrzykiem radości, a płaszcz i welon zsunęły się i spadły z Jej głowy, z Jej ramion, i oto jest, odsłonięta, natychmiast odmłodzona w swoich blond włosach nieskażonych psami, piękna, piękna przez swój boski wieniec, który wibruje ostatnim płomieniem na Jej czole po tym, jak opasała go swoim diademem niebiańskiej Królowej, i piękna przez radość, która ją przemienia.... Och! nie można powiedzieć, jak piękne staje się oblicze Maryi w objęciach Jej Boskiego Oblubieńca! W ten sposób Ogień pozostaje przez jakiś czas, a następnie znika, pozostawiając za sobą nieziemski zapach. Wizja znika, gdy znika.


[326] Wieczerza, ta zgłoszona 17 lutego i która zostanie przepisana w 1945 r. Do głównej pracy. Obecna "wizja" zstąpienia Ducha Świętego (Dzieje Apostolskie 2: 1-4) zostanie również ponownie obszerniej przedstawiona w 1947 r. I w tym drugim szkicu utworzy rozdział 640 głównego dzieła.

[327] w czerwcu, dokładnie 23 czerwca 1943 roku.

[328] usłyszane w "wizji" z 29 lutego. Może odpowiadać aramejskiej inwokacji oznaczającej "Panie, przyjdź!", jak w 1 Koryntian 16:22.