Widzę ciemny, duży pokój. Mówię "duży pokój", żeby powiedzieć "ogromny, murowany pokój". Ale jest to piwnica, do której światło ledwo wpada przez dwie szczeliny na poziomie gruntu, które służą również do wentylacji. Bardzo niewystarczającą zresztą w porównaniu z ilością ludzi w pomieszczeniu i panującą w nim wilgocią, która sączy się ze ścian wykonanych z prawie kwadratowych bloków kamiennych połączonych wapnem, ale bez żadnego tynku, oraz z ubitej ziemnej podłogi. Wiem, że to więzienie Tullianum. Mój znacznik mi to mówi. Z tego samego źródła wiem również, że ten tłum stłoczony na tak małej przestrzeni to chrześcijanie uwięzieni za wiarę i czekający na męczeństwo. Jest to czas prześladowań, a dokładnie jedno z pierwszych prześladowań, ponieważ słyszę o Piotrze i Pawle i wiem, że zostali zabici za czasów Nerona. Nie uwierzysz, z jaką wyrazistością szczegółów "widzę" to więzienie i tych, którzy się w nim znajdują. Mógłbym opisać wiek, fizjonomię i ubiór każdego z nich. Ale wtedy bym nie skończył. Dlatego ograniczę się do powiedzenia o rzeczach, punktach i postaciach, które najbardziej mnie uderzyły. Są ludzie w każdym wieku i o różnym statusie społecznym. Od starców, którym żałośnie byłoby pozwolić umrzeć, po kilkuletnie dzieci, które należałoby pozostawić wolne i zabawne w ich niewinnych zabawach, ale które zamiast tego marnieją, biedne kwiaty, które nigdy więcej nie zobaczą kwiatów ziemi, w niezdrowym półcieniu tego więzienia. Są bogaci w swoich zadbanych szatach i biedni w swoich ubogich szatach. Nawet język różni się wymową i stylem w zależności od tego, czy pochodzi z wykształconych ust dżentelmenów, czy z ust zwykłych ludzi. Słyszy się również, zmieszane z łaciną Rzymu, obce słowa i wymowę Greków, Iberów, Traków itp. itd. Ale jeśli ubrania i elokwencja są różne, duch kierowany miłością jest taki sam. Kochają się nawzajem bez względu na rasę czy majątek. Kochają się nawzajem i starają się być sobie pomocni. Najsilniejsi oddają najsuchsze i najwygodniejsze miejsca - jeśli kilka kamieni rozrzuconych tu i ówdzie jako siedzenia i poduszki można nazwać wygodnymi - najsłabszym. Najsilniejsi oddają najsuchsze i najwygodniejsze miejsca - jeśli wygodnymi można nazwać kilka kamieni rozrzuconych tu i ówdzie jako siedzenia i poduszki - najsłabszym. Najzdrowsi pomagają najbardziej chorym, z miłością dając im pić: trochę wody zmieszanej ze słoika w rustykalnym naczyniu, mocząc w niej paski materiału wyrwane z ich szat, aby zabandażować zwichnięte lub rozdarte kończyny i gorączkowe czoła. Od czasu do czasu śpiewają. Delikatną pieśń, która z pewnością jest psalmem lub kilkoma psalmami, ponieważ śpiewają na przemian. Nie słyszę pięknej pieśni, która towarzyszyła pogrzebowi Agnes[163]. To są psalmy. Rozpoznaję je. Jeden z nich zaczyna się: "Kocham, bo Pan słyszy głos mojej modlitwy". Inny mówi: "Boże, mój Boże, dla Ciebie czuwam od pierwszego brzasku. Moja dusza pragnie Ciebie, a jeszcze bardziej moje ciało. Na ziemi pustynnej, nieprzebytej i bez wody...". Dziecko jęczy w półmroku. Śpiew zostaje zawieszony. "Kto płacze?" ktoś pyta. "To Castulo", ktoś odpowiada. "Gorączka i pieczenie nie dają mu wytchnienia. Jest spragniony i nie może pić, ponieważ woda parzy jego ogniste usta". "Oto matka, która nie może już dawać mleka swojemu dziecku" - mówi dostojnie wyglądająca matrona. "Przynieś mi Castulo. Mleko pali mniej niż woda". Zamówiono "Castulo do Plautiny". Pojawia się ktoś, kogo po szatach mógłbym ocenić albo jako sługę chrześcijańskiej rodziny, dzielącego los panów, albo jako pracownika ludu. Jest krępy, śniady, krzepki, ma prawie ogolone włosy i krótką ciemną szatę przewiązaną w talii paskiem. Ostrożnie niesie na ramionach, jakby na noszach, biedne dziecko w wieku nie więcej niż ośmiu lat. Jego ubranie, choć teraz zabrudzone brudem i plamami, jest bogate, z cienkiej białej wełny i ozdobione przy szyi, rękawach i u dołu bogato haftowaną greką. Sandały są również bogate i piękne. Plautyna siedzi na kamieniu, który daje jej starzec. Plautina również ubrana jest w białą wełnę. Nie pamiętam dokładnie nazwy rzymskich szat, ale wydaje mi się, że ta długa szata nazywa się chlamydia, a płaszcz palla. Ale nie ręczę za swoją pamięć. Wiem za to, że ta Plautyny jest bardzo piękna i szeroka i otula ją z gracją, czyniąc z niej piękny żywy posąg. Siedzi na głazie pod ścianą. Wyraźnie widzę kamienie nad nią, na których wyróżnia się swoją lekko oliwkową twarzą, dużymi, czarnymi oczami i kruczoczarnymi włosami oraz białą szatą. "Daj mi, Resztko, i niech Bóg cię wynagrodzi" - mówi do żałosnego nosiciela małego męczennika. I rozkłada nieco kolana, aby przyjąć dziecko, jak na łóżku. Kiedy Restituto go kładzie, widzę spustoszenie, które mnie przeraża. Twarz biednego dziecka jest cała spalona. Być może była piękna. Teraz jest potworna. Nie ma więcej niż kilka włosów z tyłu głowy; z przodu skóra jest naga i zjedzona przez ogień. Nie ma już czoła, policzków ani nosa, jak o nich myślimy, ale jaskrawoczerwony obrzęk, zaczerwieniony przez płomień jak kwas. Zamiast oczu, dwie rany, z których kapią rzadkie łzy, które muszą dręczyć jego spalone ciało. Zamiast warg, kolejna rana ohydna dla oka. Można by powiedzieć, że trzymali go pochylonego nad płomieniem tylko z twarzą, ponieważ pieczenie ustaje pod brodą. Plautina rozchyla swoją tunikę i, przemawiając z prawdziwą matczyną miłością, ściska swoją okrągłą pierś pełną mleka i sprawia, że krople kapią między wargami dziecka, które nie może się uśmiechnąć, ale pieści jej dłoń, by okazać jej ulgę. A potem, po zaspokojeniu jego pragnienia, upuszcza więcej mleka na jego biedną twarz, aby wyleczyć go tym balsamem, który jest krwią matki, która staje się pożywieniem i która jest miłością tej, która nie ma już dzieci dla tej, która nie ma już matki. Dziecko już nie jęczy. Niezadowolony, uspokojony w swoim spazmie, uśpiony przez matronę, zasypia, oddychając ciężko. Plautina wygląda jak matka boleści przez swoją pozę i wyraz twarzy. Patrzy na biedne dziecko i z pewnością widzi w nim swoje stworzenie lub stworzenia, a łzy spływają jej po policzkach, a ona odrzuca głowę, aby nie spadły na rany dziecka. Pieśń wznawia się[164]: "Czekałem z niepokojem na Pana, a On zwrócił się do mnie i usłyszał moje wołanie. "Pan jest moim Pasterzem, nie brak mi niczego. Umieścił mnie na miejscu obfitych pastwisk, zaprowadził mnie do wód pokrzepienia". "Fabio zmarł", mówi głos z głębi lochu. "Módlmy się" i wszyscy odmawiają Pater i inną modlitwę, która zaczyna się tak: "Chwała Najwyższemu, który lituje się nad swoimi sługami i otwiera swoje królestwo na naszą niegodność, nie wymagając od naszej słabości niczego poza cierpliwością i dobrą wolą. Chwała Chrystusowi, który znosił tortury za tych, o których Jego miłosierdzie wiedziało, że są zbyt słabi, by je znieść, i nie wymagał od nich niczego poza miłością i wiarą. Chwała Duchowi, który dał ogień męczeństwa tym, którzy nie zostali powołani do męczeństwa i uczynił ich świętymi swojej świętości. Niech tak będzie" (Maran ata)[165] (nie wiem, czy dobrze to piszę). "Szczęśliwy Fabio!" wykrzykuje pewien starzec. "On już widzi Chrystusa!" "My też Go zobaczymy, Feliksie, i pójdziemy do Niego z podwójną koroną wiary i męczeństwa. Będziemy jak nowo narodzeni, bez cienia skazy, ponieważ grzechy naszego przeszłego życia zostaną obmyte w naszej krwi, zanim zostaną obmyte we Krwi Baranka. Wiele zgrzeszyliśmy, my, którzy przez długie lata byliśmy poganami, i to wielka łaska, że jubileusz męczeństwa powinien przyjść, aby uczynić nas nowymi, godnymi Królestwa ". "Pokój wam, bracia moi", grzmi głos, który od razu wydaje mi się, że już słyszałem. "Paweł! Paweł! Błogosław!" W tłumie panuje duży ruch. Tylko Plautina pozostaje nieruchoma z żałosnym ciężarem na kolanach. "Pokój wam" - powtarza apostoł. I wchodzi na środek sali. "Oto jestem z Diomedesem i Walensem, aby przynieść wam Życie". "A papież?" - pyta wielu. "Przesyła wam pozdrowienie i błogosławieństwo. Na razie żyje i jest bezpieczny w katakumbach. Fossores są dobrze strzeżeni. Przyszedłby, ale Aleksander i Kajus Juliusz ostrzegli nas, że jest zbyt dobrze znany strażnikom. Rufus i inni chrześcijanie nie zawsze czuwają. Przyjdę ja, mniej znany i obywatel rzymski. Bracia, jakie macie dla mnie wieści?" "Fabio nie żyje. "Castulus poniósł pierwsze męczeństwo" "Sista została teraz doprowadzona na tortury". "Lino został zabrany z Urbano i jego synami do Mamertino lub Cyrku, nie wiemy". "Modlimy się za nich: żywych i umarłych. Niech Chrystus da im wszystkim swój Pokój". I Paweł, z ramionami wyciągniętymi jak krzyż, modli się - niski, raczej brzydki niż nie, ale uderzający facet - w środku lochu. Jest ubrany, jakby sam był sługą, w krótką, ciemną szatę i ma mały płaszcz z kapturem, który odrzucił do tyłu, aby się modlić. Za nim stoją dwaj, o których wspomniał, ubrani tak jak on, ale znacznie młodsi. Po zakończeniu modlitwy Paul pyta: "Gdzie jest Castulus? "Na kolanach Plautyny, tam". Paweł przecina tłum i podchodzi do grupy. Pochyla się i obserwuje. Błogosławi. Błogosławi dziecko i matronę. Można by pomyśleć, że dziecko obudziło się na krzyki witające apostoła, ponieważ podnosi małą rączkę, próbując dotknąć Pawła, który następnie bierze jego dłoń między swoje i mówi: "Castulus, słyszysz mnie?". "Tak", odpowiada malec, poruszając z trudem ustami. "Bądź silny, Castulo. Jezus jest z tobą". "Och! dlaczego mi go nie dałeś? Nie mogę teraz!" I łza spływa, by zatruć rany. "Nie płacz, Castulo. Czy możesz przełknąć jeden okruch? Tak? Cóż, dam ci Ciało Pańskie. Potem pójdę do twojej matki i powiem jej, że Castulo jest kwiatem z Nieba. Co mam powiedzieć twojej mamie?" "Że jestem szczęśliwa. Że znalazłem matkę. Że daje mi swoje mleko. Że oczy mnie już nie bolą. (To nie kłamstwo tak mówić, prawda? Żeby pocieszyć mamusię?). I że "widzę" niebo, moje miejsce i jej lepiej, niż gdybym miał te oczy wciąż żywe. Powiedz jej, że ogień nie boli, kiedy anioły są z nami, i że się nie boję. Ani o nią, ani o mnie. Zbawiciel da nam siłę". "Brawo Castulo! Przekażę matce twoje słowa. Bóg zawsze pomaga, bracia. I ty to widzisz. To jest dziecko. Jest w wieku, w którym nie wie się, jak znieść ból małego zła. Widzicie go i słyszycie. On jest w pokoju. Jest gotowy znieść wszystko, po tym, jak już tak wiele zniósł, aby udać się do Tego, którego kocha i który kocha go, ponieważ jest jednym z tych, których umiłował: dzieckiem i bohaterem wiary. Nabierzcie odwagi od tych małych, bracia. Wracam z odprowadzenia na cmentarz Lucyny, córki Fausta i Cecylii. Miała zaledwie czternaście lat i wiesz, że była kochana przez rodziców i słabego zdrowia. Była jednak gigantem w obliczu tyranów. Wiesz, że podaję się za fossora[166], aby móc zebrać jak najwięcej ciał i położyć je na świętej ziemi. Dlatego żyję w sądach i widzę, tak jak żyję w cyrkach i obserwuję. I pociesza mnie myśl, że ja również w mojej godzinie - niech Bóg będzie troskliwy - będę wspierany przez Niego jak święci, którzy nas poprzedzili. Lucyna była torturowana tysiącem tortur. Była bita, zawieszana, rozciągana, obdzierana ze skóry. I zawsze uzdrawiana przez dzieło Boga. I zawsze opierała się wszelkim groźbom. Ostatnia z tortur, przed torturami, była wymierzona w jej ducha. Tyran, widząc ją ogarniętą miłością do Chrystusa, dziewicę, która związała się z Panem, naszym Bogiem, chciał ją zranić w tej miłości. I skazał ją na bycie mężczyzną. Ale jeden, dwóch, dziesięciu zbliżyło się i dziesięciu zginęło, trafionych niebiańskimi piorunami. Następnie, nie będąc w stanie w żaden sposób złamać i zniszczyć jej lilii, tyran kazał ją związać i zawiesić tak, aby pozostała jak siedząca, a następnie gwałtownie opuścić na klin mostka, który rozerwał jej wnętrzności. W ten sposób barbarzyńca odebrał jej ukochane dziewictwo. Ale nigdy tak bardzo, jak pod tą kąpielą krwi, jej lilia nie rozkwitła piękniej, a z rozdartych wnętrzności rozszerzyła się, by zostać pochwyconą przez Anioła Bożego. Teraz jest w pokoju. Odwagi, bracia. Wczoraj nakarmiłem ją niebiańskim Chlebem i ze smakiem tego Chleba poszła na swoje ostateczne męczeństwo. Teraz dam wam również ten Chleb, ponieważ jutro jest dla was dzień nadludzkiego święta. Cyrk czeka na ciebie. I nie lękajcie się. W bestiach i wężach zobaczysz niebiańskie aspekty, ponieważ Bóg dokona tego cudu dla ciebie, a szczęki i zwoje wydadzą ci się objęciami miłości, ryki i syki niebiańskich głosów, i jak Castulus zobaczysz Raj już zstępujący, aby powitać cię w swojej błogości ". Chrześcijanie, pomijając Plautinę, wszyscy padają na kolana i śpiewają[167]: "Jak jeleń tęskni za strumieniem, tak moja dusza tęskni za Tobą. Moja dusza pragnie Boga. Boga mocnego i żywego. Kiedyż przyjdę do Ciebie, Panie? Dlaczego jesteś smutna, duszo moja? Miej nadzieję w Bogu, a będzie ci dane chwalić Go. We dnie Bóg zsyła swą łaskę, a w nocy ma pieśń dziękczynienia. Modlitwa do Boga jest moim życiem. Powiem Mu: "Ty jesteś moją obroną. Chodźcie, śpiewajmy radośnie Panu, wznośmy okrzyki radości Bogu, naszemu Zbawcy. Przyjdźmy do Niego z okrzykami radości. Bo Pan jest wielkim Bogiem. Chodźcie, pokłońmy się i oddajmy cześć Temu, który nas stworzył. Albowiem On jest Panem, Bogiem naszym, a my ludem, który karmił, trzodą, którą prowadził". Podczas gdy oni śpiewają, weszli również rzymscy żołnierze i strażnicy, którzy również stanęli na straży, aby nikt wrogi nie wszedł. Paweł przygotowuje się do obrzędu. "Będziesz naszym ołtarzem", mówi do Castulusa. "Czy możesz trzymać kielich na piersi?". "Tak". Pościel zostaje rozłożona na małym ciele dziecka, a na pościeli kładzie się kielich i chleb. I jestem świadkiem Mszy męczenników odprawianej przez Pawła i obsługiwanej przez dwóch towarzyszących mu kapłanów. Ale to nie jest Msza taka, jaka jest teraz. Wydaje mi się, że ma ona części, których nie ma teraz. Na przykład nie ma epistoły, a po błogosławieństwie: "Błogosławcie Ojca, Syna i Ducha Świętego" (tak się mówi) nie ma nic więcej. Ale od Ewangelii do Konsekracji są takie same jak teraz. Czytana Ewangelia jest Ewangelią Błogosławieństw[168]. Widzę płótno pulsujące na piersi Castulusa, który na polecenie Pawła trzyma podstawę kielicha między palcami, aby nie upadł. Widzę też, że kiedy Paweł mówi: "Ta konsekracja Ciała...", po zabrudzonej twarzy malca przebiega drżenie uśmiechu, a potem mała główka natychmiast opada z coraz większym ciężarem śmierci. Plautina wzdryga się, ale się opanowuje. Paweł kontynuuje, jakby nic nie zauważając. Ale kiedy, po złamaniu Hostii, ma pochylić się nad małym męczennikiem, aby najpierw przekazać mu maleńki fragment, Plautyna mówi: "On nie żyje", a Paweł zatrzymuje się na chwilę, a następnie podaje matronie fragment przeznaczony dla dziecka, które pozostaje z małymi palcami zaciśniętymi na stopie kielicha w ostatnim skurczu i muszą je rozluźnić, aby mógł wziąć kielich i podać go innym. Następnie, po rozdaniu Komunii, Msza się kończy. Paweł rozbiera się z szat i umieszcza je wraz z płótnem, kielichem i szkatułką z hostiami w torbie, którą nosi pod płaszczem. Następnie mówi: "Pokój męczennikowi Chrystusa. Pokój świętemu Castulusowi". A wszyscy odpowiadają: "Pokój!". "Teraz zabiorę go gdzie indziej. Daj mi płaszcz, w który go owinę. Zaniosę go, nie czekając na wieczór. Dziś wieczorem przyjdziemy po Fabia. Ale to... będę go nosić jak śpiące dziecko. Śpiące w Panu". Jeden z żołnierzy daje swój czerwony płaszcz; kładą w nim małego męczennika i owijają go, a Paweł bierze go w ramiona (po lewej), jakby był ojcem niosącym śpiące dziecko gdzie indziej, z głową pochyloną na ramieniu ojca. "Bracia, pokój wam i pamiętajcie o mnie, gdy będziecie w Królestwie". I odchodzi błogosławiąc. Jezus mówi: "To nie jest ewangelia, ale chcę, aby była uważana za jedną z 'ewangelii wiary'[169] dla was, którzy się boicie. Boicie się nawet prześladowań. Nie masz już starożytnego temperamentu. To prawda. Ale nadal jestem Ja, dzieci. Nie wolno wam myśleć, że nie mogę dać wam nieustraszonego serca w godzinie próby. Bez Mojej pomocy nikt, nawet wtedy, nie wytrzymałby takiej udręki. A jednak starcy i dzieci, młode dziewczęta i matki, małżonkowie i rodzice wiedzieli, jak umierać, jakby szli na ucztę. I była to uczta. Wieczna uczta! Umierali, a ich śmierć była wyłomem w tamie pogaństwa. Jak woda, która powoli, ale nieubłaganie kopie, zakopuje i łamie najsilniejsze dzieła człowieka, ich krew, tryskająca z tysięcy ran, skruszyła pogański mur i jak wiele strumieni rozprzestrzeniła się przez milicję Cezara, pałac Cezara, cyrki i łaźnie, wśród gladiatorów i bestiariuszy, wśród obsługi łaźni publicznych, wśród kulturalnych i zwykłych ludzi, wszędzie, nieustannie i niezwyciężony. Ziemia Rzymu jest przesiąknięta tą krwią, a miasto wznosi się, mógłbym powiedzieć, że jest scementowane krwią i pyłem moich męczenników. Kilkuset męczenników, których znasz, jest niczym w porównaniu z tysiącem i tysiącem wciąż pochowanych w trzewiach Rzymu oraz z innymi tysiącami i jednym, którzy spłonęli na słupach w cyrkach, stali się popiołem rozrzuconym przez wiatr lub zmasakrowani i połknięci przez bestie i gady stali się ekskrementami, które zostały zmiecione i wyrzucone jako nawóz. Ale jeśli ty ich nie znasz, tych moich bohaterskich nieznajomych, to ja znam ich wszystkich, a ich całkowite unicestwienie, nawet szkieletu, było tym, co bardziej niż jakikolwiek nawóz użyźniło dziką glebę pogańskiego świata i uczyniło ją zdolną do rodzenia niebiańskiego ziarna. Teraz ta gleba chrześcijańskiego świata ponownie staje się pogańska i kiełkuje trucizną, a nie chlebem. Dlatego się boicie. Zbytnio oderwaliście się od Boga, by mieć w sobie starożytne męstwo. Cnoty teologiczne umierają tam, gdzie jeszcze nie umarły. A o tych kardynalnych nawet nie pamiętacie. Nie mając miłosierdzia, logiczne jest, że nie możesz kochać Boga aż do heroizmu. Nie kochając Go, nie masz w Nim nadziei, nie masz w Niego wiary. Nie mając wiary, nadziei i miłości, nie jesteś silny, roztropny, sprawiedliwy. Nie będąc silnym, nie jesteś umiarkowany. A nie będąc umiarkowanym, kochasz ciało bardziej niż duszę i drżysz o swoje ciało. Ale ja wciąż mogę dokonać cudu. Uwierz również, że w każdym prześladowaniu męczennicy wiedzą, jak być takimi dzięki mojej pomocy. Męczennicy: to znaczy ci, którzy nadal Mnie kochają. Doprowadzam ich miłość do doskonałości i czynię ich sportowcami wiary. Wspomagam tych, którzy mają nadzieję i wierzą we Mnie. Zawsze. W każdej ewentualności. Mały męczennik, który pozostaje ze swoimi małymi rączkami zaciśniętymi na kielichu, nawet po śmierci, uczy cię, gdzie jest siła. W Eucharystii. Kiedy ktoś karmi się Mną, zgodnie z powiedzeniem Pawła[170], nie żyje już dla siebie, ale Jezus żyje w nim. A Jezus był w stanie znieść wszystkie męki, nie wzdrygając się. Dlatego ten, kto żyje dzięki Mnie, będzie do Mnie podobny. Mocny. Miej wiarę".
[163] pochówek Agnieszki, opisany dwukrotnie 20 stycznia. Są to psalmy, a dokładnie Psalm 116 i Psalm 63 z neowulgaty. Odnosząc się do języka wernakularnego, używanego w jej czasach, pisarka dodaje ołówkiem S. 94 (błędnie odczytując swoją Biblię, aby przeczytać liczbę rzymską, która wynosi 114, a nie 94) i S. 62.
[164] wznawia Psalm 40 i Psalm 23. Do tego ostatniego pisarz dodaje ołówkiem S. 22 według Wulgaty.
[165] Maran ata, mniej więcej jak w 1 Kor. 16:22.
[166] fossor (liczba pojedyncza) to nasza korekta od fossores (liczba mnoga).
[167] śpiewają wersety z Psalmu 42 i Psalmu 95. Obok nich pisarz dodaje ołówkiem S. 41 i S. 94 w odniesieniu do numeracji Wulgaty.
[168] Mateusza 5, 1-12; Łukasza 6, 20-23. Poprzednie odniesienie do Mszy w obecnym kształcie (tj. w czasach pisarza) oczywiście nie uwzględnia reformy liturgicznej wprowadzonej po Soborze Watykańskim II.
[169] Ewangelie wiary, zgodnie z dyrektywą z 28 lutego.
[170] Powiedzenie Pawła w Liście do Galacjan 2:20.