Czekając, aż Pan mnie oświeci, wypełniam Jego polecenie, którego jeszcze nie byłem w stanie wykonać. Już od siedmiu dni gorliwie błogosławię Pana za łaskę, którą dał mi na powrót. Od 11 października ja, niecierpliwy, zabiłem niecierpliwość, której Jezus nie lubi, i chociaż nie wzdychałem do mojego powrotu, całkowicie zaniechałem wszelkich działań, które mogłyby go przyspieszyć. Powiedziałem sobie: "Jezus mówi: 'Nie bądź niecierpliwy. Skonsultuj się ze Mną, aby wiedzieć, kiedy nadszedł czas", a ja nie będę już niecierpliwa i będę czekać na wszystko od Niego". Wydawałem się nawet obojętny na ich powrót, a oni mogli uważać mnie za kapryśnego, ponieważ widzieli mnie tak spokojnego. Wielu musiało pomyśleć, że po wypowiedzeniu rogów św. Andrzeja1 w końcu przywiązałem się do niego tak bardzo, że nie spieszyło mi się z jego opuszczeniem. Na litość boską! Odszedłbym czołgając się po ziemi jak wąż. Ale Jezus tak powiedział i czekałem. Czułam, że umieram w tym lodzie, w tej samotności i zagubieniu... Wydaje się to przeciwieństwem. Ale tak było: samotność, ponieważ dusza była sama. Dezorientacja, ponieważ nie miałem już możliwości modlić się w spokoju, pisać, być z Jezusem, z wyjątkiem nocy. Ale milczałem, a raczej powstrzymywałem pośpiech innych ludzi. I śpiewałam... aby nie płakać, aby nie osiągnąć spustoszenia, aby nie pozwolić, by przyszło na mnie ze wszystkich stron, czając się ze wszystkich stron i we wszystkich rzeczach. A potem, rankiem w piątek 22-go, nagły spadek sił moralnych i głęboka depresja, jakiej nie miałem od miesięcy. Jakże płakałem w ten piątkowy poranek! Płakałam i błagałam Jezusa, Maryję, wszystkich moich świętych... Byłam taka opuszczona. Aby przetrwać tę straszną godzinę, zajęłam się poprawianiem akt narodzin i dzieciństwa mamy. Moje łzy wyschły na widok jej dziecięcego uśmiechu. Potem, o 11.30, pojawił się o. Fantoni...2 i radość powrotu. Dusił mnie. Nie mogłem jeść. Moja gorączka wzrosła ponad normę. Pracowałem przy pakowaniu3 więcej niż zdrowy, rozmawiałem, pisałem do północy, a moja dusza śpiewała: "Dziękuję Jezusowi, dziękuję Maryi, dziękuję moim świętym, dziękuję, dziękuję! Dziękuję", które do dziś powtarzam bez przerwy, wierzę, że nawet podczas snu, bo budzę się mówiąc: "Dziękuję Ci, mój Boże". A potem moment wyjazdu... i moment przyjazdu. Widząc mój dom... Przewidywałem, że będę miał zszargane nerwy. Zawsze to przewidywałem. I nie myliłem się. Tak złamane, że jak gorzka rzeka w jeziorze miodu, fale i fale bólu, całego bólu, jaki miałem w tym domu, całego bólu oderwania się od niego, całego bólu tego strasznego wygnania, a także wspomnień minionych dni, zmarłej mamy i taty... i tak wielu... tak wielu rzeczy... wszystkie przyszły na moje serce naraz, na moje serce już wyczerpane zbyt wielką radością, i płakałem, płakałem, płakałem przez 24 godziny, nie mogąc się powstrzymać. Teraz pozostaje tylko wielki spokój bycia tutaj. To tak, jakby dom mnie obejmował... a wraz z domem moi zmarli, a wraz z nimi na nowo odkrywam "mój" mały raj utracony w kwietniu, a oni wszyscy wracają, wszyscy, tak jak wtedy. I wszystkie dla mnie. Nazywam to domem mojej miłości i tak jest. Tutaj kochałem Boga, poznając Go coraz bardziej, aż do mojej obecnej wiedzy jako Jego rzecznika. Tutaj doznałem Jego pierwszych pieszczot, które naznaczyły mnie, jak sądzę, również organicznie. Tutaj nauczyłem się kochać Matkę tak, jak Ona powinna być kochana. Tutaj stałem się małym Janem4. A teraz Jezus poświęcił mi to miejsce, nazywając je "domem Nazaretu". O Boże! Ta radość jest zbyt wielka, a ja nie wiem, co Ci dać w zamian! A z Tobą, co dać tym, którzy w Twoim imieniu i z Twojej miłości, wraz z tak wielką miłością do mnie, przynieśli mi tyle radości. Wiem tylko, jak dawać miłość, posłuszeństwo, modlitwę. To, co dodaje temu szczególnego smaku, to Twoja dobroć, która dziesięć dni wcześniej powiedziała mi: "Za dziesięć dni będziesz...". Byłabym błogosławiona z powodu dobroci Twojej i mojego upragnionego Ojca oraz tej słodkiej i braterskiej duszy siostry Gabrieli...5 Moja święta Teresa od Dzieciątka Jezus napisała: "Wiele rzeczy tego życia nie będzie czytanych na ziemi. Mówię też, że wiele rzeczy zostanie zapisanych w Niebie i tam poznanych. A ta miłość dwojga dobrych ludzi będzie zapisana w sercu Boga. Tam, gdzie nie zostanie wymazana i skąd zostanie nagrodzona. Błogosławieni są oni i Ten, który ich ukształtował: Bóg, nasz Pan.
1 po tym, jak źle wypowiedział się o Sant'Andrea di Còmpito, która jest wioską w gminie Capànnori w prowincji Lucca. Jednak pisarka nigdy nie okazała niechęci do wioski jako takiej ani do miejscowej ludności, której jej zły stan uniemożliwił jej poznanie i odwiedzanie. Jak pokazuje również ta strona, to miejsce wygnania zasadniczo uosabiało dla niej pozbawienie świętości jej pokoju w domu w Viareggio.
2 O. Fantoni, wspomniany już 14 listopada. Był wykorzystywany przez o. Miglioriniego do wysyłania wiadomości do wysiedlonego pisarza.
3 pracowała przy pakowaniu, mimo że była niedołężna. Sparaliżowana od pasa w dół pisarka była w stanie nie tylko pisać, ale także wykonywać prace domowe w łóżku, o ile przynoszono jej to, czego potrzebowała.
4 Mały Jan, pseudonim Marii Valtorty, jak wyjaśniliśmy w przypisie do "dyktanda" św. Jana z 15 stycznia.
5 Siostra Gabriella jest przełożoną sióstr Stimmatine z Camaiore, mianowaną 22 czerwca. Ojcem przełożonym jest, jak zawsze, ojciec Migliorini.