S. Klara z Asyżu
Widzę - i nie wydaje się to niemożliwe, ponieważ jest to znane wielu i wielu - cud wypędzenia napastników z klasztoru w Asyżu przez siostrę Klarę1. Ale to moja radość, że to widzę, a innych to nie obchodzi. Opisuję to, co widzę. Nędzny mały klasztor, niski, ze stromym dachem, z małym krużgankiem, który krzyczy wielkie franciszkańskie słowo z każdego kamienia: "Ubóstwo", z ciemnymi, krótkimi, wąskimi korytarzami, do których otwierają się małe drzwi celi. Strach i ból wstrząsają tym ubogim miejscem pokoju. Klasztor rozbrzmiewa jak ul głosami modlitwy i jęków. I rzeczywiście, ten mały klasztor wydaje się być jak ul ogłuszony inwazją. Hałas zewnętrznej walki również przenika, łącząc swoje głosy dzikości z głosami pobożności. Nie wiem, czy to konwertyta przynosi wiadomość, że hordy wroga próbują najechać klasztor, czy też jakiś Asyżanin ostrzega klaryski przed niebezpieczeństwem. Wiem, że przerażenie osiąga swój szczyt, gdy wszystkie pędzą do celi opatki, która leży na modlitwie na brzegu łóżka i wstaje woskowana, pochłonięta, ale tak piękna i uroczysta, aby powitać swoje przerażone córki. Wysłuchuje ich i nakazuje im zejść chórem z porządkiem i wiarą, z ciszą Reguły, "ponieważ" mówi "bez względu na to, jak straszne może być, nic nie powinno sprawić, że zapomni się o świętej Regule". Podąża za nimi i wchodzi do małego, nędznego chóru, za którym znajduje się zakratowany, ciemny kościółek, w którym są tylko dwa małe płomyki: jeden w kościele, drugi w chórze, świecący spokojnie przed cyborium, po tej stronie dla dusz świata, które zbyt mało pamiętają o Bogu, po tej stronie dla dusz Jezusa, które widzą w tym wiecznym płomieniu symbol siebie. Modlą się, wstrząsając każdym głośniejszym i bliższym okrzykiem. A kiedy jedna z nich, z pewnością konwerska, wraca, krzycząc bez skrępowania: "Matko, jestem przy drzwiach!", klaryski pochylają się, jakby już zostały śmiertelnie ranne. Siostra Klara tego nie robi. Wręcz przeciwnie, wstaje, wchodzi w sam środek chóru i mówi: "Nie bójcie się. Oni są mężczyznami i są na zewnątrz. My jesteśmy tutaj, w środku, z Jezusem. Pamiętajcie o Jego słowie2: "Ani włos z głowy wam nie spadnie". Jesteśmy Jego gołębiami. On nie pozwoli krogulcom ich zbezcześcić". Na zewnątrz fala zgiełku staje się coraz głośniejsza, zaprzeczając jej słowom. Ale ona nie jest przerażona. Widząc, że klaryski są zbyt przerażone, by przezwyciężyć wątpliwości i strach, zwraca się do Boga. "Mój słodki Jezu, wybacz mi, że Twoja biedna Klara ośmieliła się położyć ręce tam, gdzie może je położyć tylko kapłan. Ale tutaj jesteś tylko Ty i my. Dlatego ktoś z nas musi powiedzieć Ci: "Przyjdź". Moje ręce są obmyte łzami. Mogą dotknąć Twojego tronu", i zdecydowanie podchodzi do cyborium, otwiera je, wyjmuje z niego nie monstrancję, jak mówią, ale futerał podobny do pyxa, i nie jest wykonany z metalu szlachetnego, wydaje mi się, że jest wykonany z kości słoniowej lub masy perłowej, przynajmniej na zewnątrz i tak daleko, jak pozwala nam zobaczyć małe światło. Bierze go i trzyma z taką czcią, z jaką trzymałaby Dzieciątko Boże. Bezpiecznie schodzi po kilku stopniach i psalmodiuje w kierunku drzwi klasztoru, a zakonnice podążają za nią z drżeniem i podziwem. "Otwórz drzwi, córko". "Ale oni tam są! Słyszysz te krzyki i walenie?" "Otwórz drzwi, córko". "Ale oni się tu włamią!" "Otwórz drzwi. To posłuszeństwo!", a Clare, z początku łagodna i przekonująca, przybrała władczy ton, który nie pozwala na żadne ustępstwa. To starożytna feudalna dama, która zwykła rozkazywać i wielka opatka, która wzywa do posłuszeństwa. Clarissa otwiera się z jękiem i drżeniem, które spowalnia operację, a inni, za Opatką, mają to samo drżenie. Zaznaczają się, zamykając oczy, gotowi na męczeństwo, zrzucają zasłony, by umrzeć w zasłonie. Drzwi w końcu się uchylają. Krzyk napastników zamienia się w okrzyk zwycięstwa i, zaprzestając używania broni, pędzą w kierunku drzwi, które się otwierają. Chiara, biała na twarzy jak kapliczka, którą nosi wysoko, jedyna zasłona na jej klasztornej twarzy, robi dwa, trzy, pięć kroków przez drzwi. Nie wiem, czy widzi, kto stoi przed nią, jej ziemię, jej wrogów. Nie sądzę. Jej oczy nie robią nic poza adorowaniem Najświętszego Sakramentu, który nosi. Wysoka i szczupła, zużyta jak ona, biała jak lilia, powolna w kroku, wygląda jak anioł lub duch. Dla mnie wygląda jak anioł, dla innych musi wyglądać jak duch. Ich śmiałość pęka, zatrzymują się, a widząc, że robią kolejny krok naprzód, odwracają się w bezładnej ucieczce. Wtedy Klara chwieje się i pochylona, jakby miała upaść, cofa się przez próg. "Uciekli. Niech będzie błogosławiony Pan! Teraz... teraz trzymaj swoją Matkę. Żebym mogła przyprowadzić Go z powrotem do Jego ołtarza. Śpiewajcie, córki, i podtrzymujcie mnie. Teraz wasza Matka jest bardzo zmęczona. Rzeczywiście, ma umierającą twarz, jakby dała z siebie wszystko. Ale ma też taki słodki uśmiech i taką siłę w swoich woskowych dłoniach, by trzymać walizkę! Wracają do chóru i Klara umieszcza relikwiarz w cyborium, intonując "Te Deum", a następnie pozostaje na dwóch stopniach ołtarza, jakby była martwa, podczas gdy klaryski kontynuują hymn dziękczynny. Oto, co widzę. A dla mnie jest tylko to: kilka słów św. Klary, w jej niebiańskiej szacie, nie jako klaryski: "Z tym" i wskazuje na Najświętszy Sakrament "wszystko jest wygrane. Będzie to wielka siła Raju i Ziemi, tak długo, jak długo będą istniały potrzeby Ziemi. Dzięki nieskończonym zasługom Najświętszego Ciała unicestwionego dla nas, my, święci Nieba, otrzymujemy łaski dla was, a dzięki Niemu odnosicie zwycięstwa. Niech będzie pochwalony Baranek Eucharystyczny! Niech Pan obdarzy was pokojem i błogosławieństwem".
[Następnie rozdział 251, a w dniach 13, 14 i 15 sierpnia 1945 r. rozdziały 252, 253 i 254 EVANGELO].
1 Siostra Klara to znana święta Klara z Asyżu (1193-1253), towarzyszka świętego Franciszka i założycielka klarysek.
2 jego słowo, które można powiązać z uspokajającą obietnicą opisaną w Ewangelii Mateusza 10:30-31; Łukasza 21:18.