S. Łucja, o którą modlono się, by przyniosła mi dar powrotu, przynosi mi zamiast tego niebiańską wizję, która zaczyna się, gdy odmawiam Różaniec i modlitwy fatimskie z Martą. Nocne niebo pełne gwiazd. Piękne wschodnie niebo w kolorze prawie czarnego szafiru, całe w skupiskach jasnych gwiazd. Nocny krajobraz, śpiący w nocy. Małe białe domki, wszystkie zamknięte i ciche. Z przodu jest jeden, prawie kwadratowy, z tarasem i rodzajem małej kopuły tak ostrej, że mógłbym, gdybym był w stanie, narysować ją w najdrobniejszych szczegółach. Krajobraz jest lekko falisty, jakby na łagodnej niecce między wzgórzami. Z nieba zstępuje teoria aniołów o świetlistej bieli, bezcielesnych, ale wrażliwych na ludzki wzrok. Piękne. Skręcają, kierując się z nieba w stronę ziemi, w stronę cichego i śpiącego miasta, a noc staje się jaśniejsza dzięki światłu anielskich ciał. Pierwsze dwa, piękne nie do opisania, schodzą niegrzecznie, nie poruszając skrzydłami, z rękami skrzyżowanymi na piersiach, twarzami zwróconymi w stronę miasta i błyszczącymi nadprzyrodzoną miłością. Za nimi wszystkie pozostałe. Nieobliczalna liczba!... Nie wiem, czy muzykowały trzaskiem atmosfery, czy pulsowaniem miłości. Być może jedno i drugie tworzyło ją razem. Z pewnością nie był to materialny śpiew, do którego używa się słów, strun głosowych, języczków i sztuki. I aby być rzeczą nadprzyrodzoną, był nieskończenie, nieopisanie piękny... Nie mogę [nie] uważać tego śpiewu za nieludzki. Napełniłem nim moje serce i wywyższyłem mojego ducha, wszystkie moje smutki zostały przez niego unieważnione, ale nie mogę powtórzyć ani jednej nuty. Myślę, i nie wiem dlaczego, o tej pieśni, o której mój święty Jan mówi1, że będzie śpiewana tylko przez tych, którzy pójdą za Barankiem, przez 144 000 zbawionych, którzy nie zabrudzili się rozumem... Biała, harmonijna, niebiańska kohorta, przechodzi i przechodzi ponownie w swojej przypowieści, która łączy Ziemię z Niebem. Widzę, jak znikają po wypasaniu Ziemi, a następnie schodzą ponownie, jakby wykonywali koło lotu od tronu Boga do małego miasteczka... ...a Jezus mówi do mnie, ale mówi tylko, nie ukazując mi się: "Oto twojemu cierpieniu dana jest pierwsza pociecha Bożego Narodzenia: pieśń, która wypełniła horyzonty w noc, w której się narodziłem. Aniołowie śpiewają z miłością: "Pokój na ziemi ludziom dobrej woli". Pokój wam śpiewają2. Godine. Błogosławię cię". A ja - dodaję teraz, tj. 24 godziny później, wieczorem 14 grudnia - nadal jestem błogosławiony przez tę lśniącą, spokojną i harmonijną anielską wizję... i jestem również w radości, mniejszej, ale wciąż radosnej radości, ponieważ w moim bardzo krótkim śnie śniłem coś świątecznego, jak obietnica, która miała 10-dniowy okres na końcu. Nie pamiętam co i przez kogo złożone, bo Toi3 obudził mnie tak nagle, że nie zdążyłem zobaczyć ciągu dalszego ani dokładnie zapamiętać. Ale nie wiem... Mam też tę iskierkę radości w sercu. Nie mów: "Ale ten to mi teraz wierzy w sny?". Niestety sam widzisz, że te z 22, 24, 26 i 28 listopada są więcej niż potwierdzone faktami. Wiem z doświadczenia, jak przyszłość została mi zapowiedziana, nawet jako dziecku, we śnie.
1 mówi w Objawieniu 7:4.
2 śpiewać, jak w Ewangelii Łukasza 2:13-14.
3 Toi to imię jego psa.