Widzę skalną jaskinię, w której znajduje się łóżko z liści ułożonych na rustykalnym stelażu z plecionych gałęzi związanych sitowiem. To musi być wygodne jak narzędzie tortur. W jaskini znajduje się również duży kamień, który służy jako stół i mniejszy, który służy jako siedzisko. Przy najgłębszym boku znajduje się jeszcze jeden: wystający ze skały odłamek, który, nie wiem czy naturalnie, czy dzięki cierpliwej i żmudnej pracy człowieka, został oczyszczony i ma dość gładką powierzchnię. Na nim, który wydaje się być rustykalnym ołtarzem, siedzi krzyż wykonany z dwóch gałęzi połączonych wikliną. Mieszkaniec jaskini zasadził również bluszcz w ziemnej szczelinie w ziemi i poprowadził jego gałęzie, aby obramować krzyż i objąć go, podczas gdy w dwóch rustykalnych wazonach, które wydają się być modelowane w glinie przez niedoświadczoną rękę, znajdują się dzikie kwiaty zebrane w pobliżu, a tuż u stóp krzyża, w gigantycznej muszli, znajduje się mała dzika roślina cyklamenowa z małymi, ostro zarysowanymi liśćmi i dwoma pąkami, które wkrótce zakwitną. U stóp tego ołtarza znajduje się wiązka ciernistych gałęzi i bicz z zawiązanych lin. W jaskini znajduje się również rustykalny słoik z wodą. Nic więcej. Z wąskiego, niskiego otworu widać tło gór, a z ruchomego światła, które można dostrzec w oddali, można by powiedzieć, że z tego miejsca widać morze. Ale nie mogę tego zapewnić. Pochylone gałęzie bluszczu, wiciokrzewu i dzikich róż, wszystkie typowe przepychy alpejskich miejsc, zwisają nad otworem i działają jak ruchoma zasłona oddzielająca wnętrze od zewnątrz. Wychudzona kobieta, ubrana w rustykalną ciemną szatę, na której leży kozia skóra jako płaszcz, wchodzi do jaskini, potrząsając zwisającymi gałęziami. Wygląda na wyczerpaną. Jej wieku nie da się określić. Gdyby oceniać zwiędłą twarz, można by dać jej wiele lat: ponad sześćdziesiąt. Gdyby oceniać wciąż piękne, gęste, złote liście, nie więcej niż czterdzieści. Zwisają w dwóch warkoczach wzdłuż jej zakrzywionych, chudych ramion i są jedyną rzeczą, która lśni w tej nędzy. Kobieta z pewnością musiała być piękna, ponieważ jej czoło wciąż jest wysokie i gładkie, nos dobrze zbudowany, a owal, choć zwiotczały z wyczerpania, regularny. Ale oczy nie mają już blasku. Są mocno zagłębione w oczodole i naznaczone dwoma niebieskawymi bistrami. Dwoje oczu, które oznaczają wiele płaczu. Dwie zmarszczki, prawie dwie blizny, wyrzeźbiły się od kącika oka wzdłuż nosa i zaginęły w innej charakterystycznej zmarszczce osoby, która wiele wycierpiała, która schodzi z nozdrzy jak akcent okrężny do kącików ust. Skronie są jakby wydrążone, a w wielkiej bladości rysują się niebieskie żyły. Usta zwisają zmęczonym łukiem i są bardzo bladoróżowe. Kiedyś musiały to być wspaniałe usta, teraz wyblakły. Krzywizna warg przypomina dwa wiszące skrzydła. Bolesne usta. Kobieta podchodzi do głazu służącego za stół i kładzie na nim jagody i poziomki. Następnie podchodzi do ołtarza i klęka. Jest jednak tak wyczerpana, że prawie upada i musi podeprzeć się jedną ręką na głazie. Modli się, patrząc na krzyż, a łzy spływają po rowku do jej ust, wypijając je. Następnie zrzuca kozią skórę i pozostaje tylko w szorstkiej tunice, po czym bierze bicze i ciernie. Zaciska cierniste gałęzie wokół głowy i lędźwi i biczuje się linami. Jest jednak zbyt słaby, by to zrobić. Upuszcza bicz i opierając się na ołtarzu obiema rękami i czołem, mówi: "Nie mogę dłużej, Rabboni! Nigdy więcej cierpienia, na pamiątkę twego bólu!". Głos sprawia, że ją rozpoznaję. To Maria z Magdali. Jestem w jej pokutnej grocie. Maryja płacze. Woła do Jezusa z miłością. Nie może już cierpieć. Ale nadal może kochać. Jej ciało zmacerowane przez pokutę nie może już wytrzymać wysiłku biczowania się, ale jej serce wciąż pulsuje pasją i ostatkiem sił kocha. I kocha, pozostając z czołem ukoronowanym cierniami i życiem zaciśniętym w cierniach, kocha mówić do swego Mistrza w ciągłym wyznaniu miłości i w odnowionym akcie żalu. Osuwa się z czołem ku ziemi. Tę samą pozę[246], którą miała na Kalwarii przed Jezusem leżącym na kolanach Maryi, tę samą, którą miała w domu w Jerozolimie, kiedy Weronika rozwinęła swój welon, tę samą, którą miała w ogrodzie Józefa z Arymatei, kiedy Jezus ją wezwał, a ona Go rozpoznała i uwielbiała. Ale teraz płacze, ponieważ Jezusa tam nie ma. "Życie mi ucieka, mój Mistrzu. Czy umrę, nie ujrzawszy Cię ponownie? Kiedy będę mogła spojrzeć na Twoje Oblicze? Moje grzechy stoją przede mną i oskarżają mnie. Ty mi przebaczyłeś i wierzę, że piekło mnie nie pochłonie. Lecz ileż przerwy w zadośćuczynieniu, zanim będę żył dla Ciebie! O dobry Mistrzu! Bo miłość, którą mi dałeś, pociesza moją duszę! Nadeszła godzina śmierci. Przez Twoje opuszczone umieranie na krzyżu pociesz swoje stworzenie! Tyś mnie spłodził. Ty. Nie moją matkę. Wskrzesiłeś mnie bardziej niż wskrzesiłeś Łazarza, mego brata. Bo on był już dobry, a śmierci można się było spodziewać tylko w Twojej Otchłani. Byłem martwy w mojej duszy i umrzeć oznaczało umrzeć na wieki. Jezu, w Twoje ręce oddaję ducha mego! Jest Twój, ponieważ go odkupiłeś. Przyjmuję jako moją ostatnią pokutę poznanie goryczy Twojej opuszczonej śmierci. Ale daj mi znak, że moje życie posłużyło do zadośćuczynienia za mój grzech". "Maryjo!" Pojawił się Jezus. Wydaje się schodzić z rustykalnego krzyża. Ale nie jest zraniony i umierający. Jest tak piękny, jak w poranek Zmartwychwstania. Schodzi z ołtarza i podchodzi do leżącej na ziemi kobiety. Pochyla się nad nią. Wzywa ją ponownie, a ponieważ ona wydaje się wierzyć, że ten Głos brzmi dla jej duchowych zmysłów i, odwrócona do ziemi, nie widzi światła, którym promieniuje Chrystus, On dotyka jej, kładąc rękę na jej głowie i biorąc ją za łokieć, jak w Betanii[247], aby ją podnieść. Kiedy czuje się dotknięta i rozpoznaje długość tej ręki, wydaje wielki okrzyk. I podnosi twarz przemienioną z radości. I opuszcza ją, aby ucałować stopy swego Pana. "Powstań, Maryjo. To ja. Życie ucieka. To prawda. Ale przychodzę ci powiedzieć, że Chrystus czeka na ciebie. Maryja nie będzie czekać. Wszystko zostało jej wybaczone. Od pierwszej chwili zostało jej przebaczone. Ale teraz jest więcej niż przebaczone. Twoje miejsce jest już gotowe w moim Królestwie. Przyszedłem, Maryjo, aby ci powiedzieć. Nie nakazałem tego aniołowi, ponieważ stokrotnie zwracam to, co otrzymuję i pamiętam o tym, co otrzymałem od ciebie. Maryjo, przeżyjmy razem minioną godzinę. Przypomnij sobie Betanię[248]. Był wieczór po szabacie. Było to sześć dni przed Moją śmiercią. Twój dom, pamiętasz go? Wszystko było piękne w kwiecistym pasie sadu. Woda śpiewała w basenie, a pierwsze róże pachniały wokół jego ścian. Łazarz zaprosił mnie na kolację, a ty ogołociłeś ogród z najpiękniejszych kwiatów, by udekorować stół, przy którym twój Mistrz miał spożywać posiłek. Marta nie odważyła się cię zganić, ponieważ pamiętała moje słowa[249] i patrzyła na ciebie ze słodką zazdrością, ponieważ lśniłeś miłością, przychodząc i odchodząc w przygotowaniach. A potem przyszedłem ja. I szybszy niż gazela pobiegłeś, wyprzedzając służbę, aby otworzyć bramę swoim zwykłym okrzykiem. Zawsze brzmiał jak krzyk wyzwolonego więźnia. Bo Ja byłem twoim wyzwoleniem, a ty byłeś wyzwolonym więźniem. Apostołowie byli ze Mną. Wszyscy. Nawet ten, który był teraz jak ropiejący członek ciała apostolskiego. Ale ty byłeś tam, aby zająć jego miejsce. I czy nie wiesz, że patrząc na twoją głowę wygiętą w pocałunku u Moich stóp i twoje szczere oczy pełne miłości, patrząc przede wszystkim na twojego ducha, zapomniałem o obrzydzeniu związanym z posiadaniem zdrajcy u Mojego boku. Chciałem cię za to na Kalwarii. Ciebie w ogrodzie Józefa dla tego. Gdyż ujrzenie Ciebie dawało mi pewność, że moja śmierć nie była bezcelowa. A pokazanie się Tobie było dziękczynieniem za Twoją wierną miłość. Maryjo, błogosławiona, która nigdy nie zdradziłaś, która utwierdziłaś mnie w nadziei na Odkupiciela, w której widziałem wszystkich ocalonych od mojej śmierci! Podczas gdy wszyscy jedli, Ty oddawałaś cześć. Dałeś Mi perfumowaną wodę dla Moich zmęczonych stóp i czyste, płonące pocałunki dla Moich rąk, a wciąż nie usatysfakcjonowany, chciałeś rozbić ostatnie ze swoich drogocennych naczyń i namaścić Moją głowę, goląc włosy jak matka, i namaścić Moje ręce i stopy, aby wszystko twojego Mistrza pachniało jak kończyny konsekrowanego Króla... A Judasz, który Cię nienawidził, ponieważ byłaś teraz uczciwa i odrzuciłaś swoją uczciwością amory ludzkie, zganił Cię... Ale ja Cię broniłem, ponieważ uczyniłaś wszystko z miłości, miłości tak wielkiej, że jej wspomnienie przyszło do Mnie w agonii od czwartku wieczorem do dziewiątej godziny... Teraz, za ten akt miłości, który dałaś Mi u progu mojej śmierci, przychodzę u progu Twojej śmierci, aby dać Ci miłość. Twój Mistrz cię kocha, Maryjo. Jest tutaj, aby ci to powiedzieć. Nie bój się, nie obawiaj się więcej śmierci. Twoja śmierć nie różni się od śmierci tego, który przelewa swoją krew za Mnie. Co daje męczennik? Swoje życie z miłości do Boga. Co daje pokutnik? Swoje życie z miłości do Boga. Co oddaje kochanek? Swoje życie z miłości do Boga. Widzisz, nie ma żadnej różnicy. Męczeństwo, pokuta, miłość pochłaniają tę samą ofiarę i mają ten sam cel. W tobie więc, pokutniku i kochanku, jest męczeństwo jak w tych, którzy giną na arenach. Maryjo, poprzedzam Cię w chwale. Ucałuj moją dłoń i odpoczywaj w pokoju. Odpoczywaj. Nadszedł czas, abyś odpoczęła. Daj mi swoje ciernie. Teraz jest czas na róże. Odpocznij i czekaj. Błogosławię cię, błogosławiona". Jezus zmusił Maryję do położenia się na łóżku. A święta, z twarzą obmytą płaczem ekstazy, położyła się tak, jak chciał jej Bóg, a teraz wydaje się spać z rękami złożonymi na piersi, jej łzy nadal spadają, ale jej usta się śmieją. Podnosi się, aby ponownie usiąść, gdy jasny blask wpada do groty z nadejścia anioła niosącego kielich, który kładzie na ołtarzu i adoruje. Maryja, klęcząca przy łóżeczku, również adoruje. Nie może się już poruszać. Jej siły słabną. Ale jest błogosławiona. Anioł bierze kielich i przekazuje jej. Następnie wznosi się do Nieba. Maryja, jak kwiat spalony zbyt dużą ilością słońca, pochyla się z rękami wciąż złożonymi na piersi i upada twarzą w liście łóżka. Jest martwa. Eucharystyczna ekstaza przerwała ostatnią żywotną nić. Gdy Jezus mówił, widziałam opisaną scenę. Dom w Betanii cały kwitnący i świąteczny. Sala bankietowa bogato zastawiona. Martę wykonującą swoje obowiązki i Marię pielęgnującą kwiaty. A potem przybycie Jezusa z Dwunastoma i spotkanie z Marią, która prowadzi Go do domu. Łazarz szybko schodzi na dół, aby spotkać się z Mistrzem i wchodzi z Nim do domu, do pokoju poprzedzającego bankiet. Maria przynosi wodę w misce i sama myje stopy Jezusa. Następnie zmienia wodę i trzyma misę, dopóki Jezus nie umyje rąk. A kiedy podaje jej ręcznik, bierze Jego ręce i całuje je. Następnie siada na podłodze, na dywaniku przykrywającym podłogę, u stóp Jezusa i słucha, jak rozmawia ze swoim bratem, który pokazuje Jezusowi zwoje, nowe zakupy dokonane niedawno w Jerozolimie. Jezus omawia z Łazarzem treść tych dzieł i wyjaśnia błędy doktrynalne, które zawierają, jak sądzę, lub różnice między doktrynami pogaństwa a prawdziwymi. Muszą to być dzieła literackie, które Łazarz, bogaty i uczony, chciał poznać. Maryja nigdy nie mówi. Słucha i kocha. Potem idą na obiad. Dwie siostry usługują przy stole. Nie jedzą. Jedzą tylko mężczyźni. Słudzy również przychodzą i odchodzą, przynosząc bogate i piękne potrawy. Ale dwie siostry usługują przy stole, biorąc z kredensów talerze, które odkładają słudzy, i amfory pełne wina, które mieszają. Jezus pije wodę. Dopiero pod koniec przyjmuje palec wina. Ale pod koniec uczty, kiedy kolacja już zwalnia tempo i staje się bardziej rozmową, gdy mijają owoce i słodycze, Maryja, której nie było przez kilka minut, wraca z alabastrową amforą i łamie jej szyjkę o krawędź mebla, aby mogła łatwiej z niej czerpać, i pełnymi rękami bierze i namaszcza włosy Jezusa, stojąc za Nim, i ponownie układa kończące je loki, nawijając je pasmo po paśmie na palce. Wygląda jak matka czesząca swoje dziecko. Kiedy skończy, lekko całuje głowę Jezusa, a następnie bierze Jego ręce, wypycha je i całuje, a następnie robi to samo z Jego stopami. Uczniowie patrzą na to. Jan uśmiecha się, jakby ją zachęcał. Piotr waha się, ale... odchodzi, uśmiecha się również do swojej brody, podobnie jak inni. Tomasz i inny starzec narzekają pod nosem. Ale Judasz, z nieokreślonym, ale z pewnością brzydkim wyrazem twarzy, wybucha niezadowoleniem: "Co za głupota! Wystarczy być kobietą, by być głupim. Na co tyle marnotrawstwa? Mistrz nie jest już ani celnikiem, ani nierządnicą, by potrzebować takiej zniewieściałości. Jest to również hańbiące dla Niego. Co powiedzą Żydzi, gdy usłyszą Go wyperfumowanego jak efeb? Mistrzu, dziwię się, że pozwalasz kobiecie na taką głupotę. Jeśli ona ma bogactwa do rozdania, daj mi je dla biednych. A będzie bardziej rozsądna. Niewiasto, powiadam ci, przestań, bo mnie brzydzisz". Maryja patrzy na Niego z zakazem i rumieniąc się, ma zamiar być posłuszna. Ale Jezus kładzie rękę na jej głowie, którą pochyliła, a następnie kładzie ją na jej ramieniu, przyciągając ją lekko do siebie, jakby chciał ją bronić: "Zostaw ją w spokoju", mówi. "Dlaczego ją besztasz? Nikt nie powinien ganić dobrego uczynku i umieszczać w nim subtelności, których uczy tylko złośliwość. Ona zrobiła dobry uczynek wobec Mnie. Biednych zawsze masz. Mnie już nie będzie wśród was, a ubodzy tam będą. Dla nich będziecie nadal czynić dobro. Nie Mnie, bo Ja wkrótce was opuszczę. Ona przewidziała hołd dla Mojego Ciała ofiarowanego za was wszystkich i już namaściła Mnie na pogrzeb, ponieważ wtedy nie będzie w stanie tego zrobić. I zbyt bardzo by ją zasmuciło, gdyby nie była w stanie Mnie zabalsamować. Zaprawdę, powiadam wam, aż do końca świata i w każdym miejscu, gdzie będzie głoszona Ewangelia, to, co teraz uczyniła, będzie pamiętane. I z jej czynu dusze wezmą lekcję, aby dać Mi swoją miłość, umiłowany balsam Chrystusa, i nabiorą odwagi w ofierze, myśląc, że każda ofiara jest balsamowaniem Króla królów, Pomazańca Bożego, Tego, od którego Łaska zstępuje jak ta spikenarda z Moich włosów, aby zapłodnić serca miłością, i do którego miłość wznosi się w ciągłym napływie i odpływie miłości ode Mnie do Moich dusz i od Moich dusz do Mnie. Judo, naśladuj, jeśli możesz. Jeśli jeszcze możesz. Szanuj Maryję i Mnie z Nią. Szanuj także siebie. Nie jest bowiem hańbą przyjmowanie czystej miłości z czystą miłością, lecz chowanie urazy i czynienie insynuacji pod żądłem rozsądku. Przez trzy lata, Judaszu, nauczałem cię. Ale wciąż nie byłem w stanie cię zmienić. Nadeszła godzina. Judaszu, Judaszu... Maryjo, dziękuję ci. Wytrwaj w swojej miłości". "Bez względu na to, jak absolutna może być istota w swojej hojności miłości i w wynagradzaniu tych, którzy ją kochali, zawsze jest bardzo względna. Ale twój Jezus przewyższa każdy ludzki ogrom pragnienia i każdą granicę spełnienia. Bo On jest Bogiem, waszym Jezusem, a wam, hojnym i kochającym - bo to jest strona, którą kieruję szczególnie do was, dusz, które nie zadowalają się posłuszeństwem przykazaniu, ale przyjmują radę i doprowadzają waszą miłość do Mnie do świętego heroizmu - daję, z moją szerokością jako Bóg i dobry Bóg. Tworzę dla was cud, aby dać wam powrót radości za całą radość, którą Mi dajecie. Zastępuję wszystko, czego ci brakuje lub wzbudzam wszystko, czego potrzebujesz. Ale nie pozostawiam niczego brakującego wam, którzy ogołociliście się ze wszystkiego ze względu na Mnie, aż do życia w materialnej lub moralnej samotności pośród świata, który was nie rozumie, który z was szydzi i który, powtarzając starożytną obelgę wypowiedzianą już do Mnie, waszego Mistrza, krzyczy do was: "Głupcy" i myli wasze pokuty i wasze światła jako diabelskie znaki. Bo świat zniewolony przez szatana wierzy, że szatanami są święci, którzy położyli świat pod swoimi stopami i uczynili z niego podnóżek, aby wznieść się bardziej ku Mnie i zanurzyć się w Moim Świetle. Ale niech was nazywają szaleńcami i demonami. Wiem, że jesteście posiadaczami prawdziwej mądrości, właściwego zrozumienia i że macie duszę anioła w śmiertelnym ciele. Pamiętam, i ani jedno z waszych westchnień miłości nie pozostaje niezapomniane, jak wiele dla Mnie uczyniliście, i tak jak bronię was przed światem, ponieważ najlepszym ze świata ujawniam, czym jesteście w Moich oczach, tak wynagradzam was, gdy nadchodzi czas i oceniam, że do waszego kielicha nadszedł czas, aby wlać słodycz. To ja wypiłem go do dna bez hartowania go miodem. Ja, który musiałem przylgnąć do myśli o tych, którzy będą mnie kochać w przyszłości, aby móc wytrwać do końca, nie posuwając się tak daleko, by przeklinać człowieka, za którego przelałem moją Krew i wiedzieć, więcej niż wiedzieć: porzucić się rozpaczy z powodu mojego stanu bycia opuszczonym przez Boga[250]. Ale to, co ja wycierpiałem, nie chcę, abyście wy cierpieli. Moje doświadczenie było zbyt okrutne, by ci je narzucać. Byłoby to kuszenie ponad siły. Bóg nigdy nie jest nierozważny. Chce cię ocalić, a nie stracić. A narzucenie ci pewnych godzin, które są zbyt okrutne, oznaczałoby utratę twojej duszy, która wygięłaby się jak gałąź, która jest zbyt obciążona i skończyłaby jako złamana i znająca błoto po poznaniu tak wielkiego Nieba. Nigdy nie zawiodę tych, którzy we Mnie pokładają nadzieję. Powiedz to, powiedz to, powiedz to wszystkim". [Rozdziały 605 i 606 EVANGELO następują z datami 31 marca oraz 2 i 5 kwietnia. Od 1 do 6 kwietnia rozdziały 21-25 tej samej pracy zostały napisane w innym zeszycie].
[246] Ta sama poza... i oddawali mu cześć, odpowiednio w "wizjach" z 18, 19 i 21 lutego. Poniższy monolog można wyjaśnić, biorąc pod uwagę, że pisma Valtorty (jak już zauważyliśmy 12 stycznia) identyfikują Marię z Magdali, siostrę Marty i Łazarza, z nienazwanym grzesznikiem z Łukasza 7: 36-50.
[247] jak w Betanii, w "wizji" z 23 marca.
[248] Wspomina Betanię w Ewangelii Mateusza 26, 6-13; Marka 14, 3-9; Jana 12, 1-8. Scena, która jest opisana bezpośrednio po tej "wizji", będzie ponownie "widziana" i szerzej opisana w 1947 roku, tworząc rozdział 586 głównego dzieła.
[249] moje słowa, w Łukasza 10: 38-42 (rozdział 377 głównego dzieła, które zostanie napisane 14 sierpnia).
[250] opuszczony przez Boga, jak w Ewangelii Mateusza 27:46; Marka 15:34.