[Dzisiaj, czytając broszurę[120], zauważyłem zdanie Jezusa, które może być dla ciebie regułą. Powiedziałeś dziś rano, że nie będziesz w stanie uczynić moich opisów znanymi z powodu stylu; a ja, który mam prawdziwą fobię bycia znanym, byłem bardzo zadowolony. Ale czy nie wydaje ci się, że jest to sprzeczne z tym, co mówi Maestro[121] w ostatnim dyktowaniu pliku? "Im bardziej jesteś uważny i dokładny (w opisie tego, co widzę), tym liczniejsza będzie liczba tych, którzy do Mnie przyjdą". Oznacza to, że opisy muszą być znane, w przeciwnym razie jak może istnieć liczba dusz, które w łasce dla nich idą do Jezusa? Przedstawiam ci tę kwestię, a następnie zrób to, co uważasz za najlepsze, ponieważ jest to dla mnie obojętne. Rzeczywiście, po ludzku rzecz biorąc, jestem tego samego zdania co ty. Ale tutaj nie jesteśmy w sferze ludzkiej, a człowiek rzecznika musi również zniknąć. Nawet w dzisiejszym dyktandzie[122] Jezus mówi: "[...] ukazując wam Ewangelię, podejmuję silniejszą próbę przyprowadzenia ludzi do Mnie. Nie ograniczam się już do słowa... uciekam się do wizji i wyjaśniam ją, aby uczynić ją jaśniejszą i bardziej atrakcyjną". I co z tego? W międzyczasie, ponieważ jestem biednym niczym, że natychmiast upadam na siebie, mówię ci, że twoja obserwacja mnie zaniepokoiła - a Zazdrosny cieszy się z tego - tak zaniepokojony, że myślę o zaprzestaniu zapisywania tego, co widzę i zapisywaniu tylko dyktand. Tchnie w moje serce: "Widzisz? Twoje słynne wizje są bezużyteczne! Sprawiają tylko, że wyglądasz na szaloną. Tak jak jesteś w rzeczywistości. Co ty widzisz? Larwy twojego niespokojnego mózgu. Trzeba czegoś więcej, by zasłużyć na Niebo. Do dziś trzyma mnie pod żrącym strumieniem swojej pokusy. Zapewniam cię, że nie cierpiałem tak bardzo z powodu mojego wielkiego bólu fizycznego, jak cierpiałem i cierpię z tego powodu. On chce, abym rozpaczał. Mój piątek jest dziś piątkiem duchowej pokusy. Myślę o Jezusie na pustyni i o Jezusie w Getsemani... Ale nie poddaję się, aby nie rozśmieszyć tego przebiegłego diabła; i walcząc z nim i z moją mniej duchową stroną, piszę wam dzisiaj o mojej radości, zapewniając was jednocześnie, że sam byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby Jezus odebrał mi ten dar widzenia, który jest moją najwyższą radością. Niech Jego miłość i miłosierdzie pozostaną ze mną. Dziś po południu widziałem objawienie w Lourdes. Wyraźnie widziałam grotę wydrążoną w górze z wypukłościami kamienia, na których wyrosły małe rośliny groty, korzystając z odrobiny ziemi osadzonej w pęknięciach. Cienkie trawy, mchy, kapary, a raczej trawa parietaria, dziki bluszcz o zwisających gałęziach, a przy ścianie po prawej stronie (w stosunku do mnie), na skraju jaskini, ciernisty krzew dzikiej róży, który rozpościera swoje wciąż bezlistne gałęzie do wewnątrz i do góry, gdzie znajduje się szczelina w skale, szczelina, która jest wewnętrzna, jakby była pod górę, wąski i ciemny korytarz. Jaskinia - nie śmiejcie się z moich bazgrołów - wygląda tak:
Ten rodzaj okna to szczelina, a te bazgroły od ziemi do niej mają pokazywać krzak dzikiej róży. Te dwie linie za rozpadliną, to przypuszczalna ścieżka korytarza petrous. Na ziemi znajduje się ziemia zmieszana z kamieniami i trawą, charakterystyczną krótką, błyszczącą trawą niektórych górskich miejsc. W pewnym momencie szczelina rozświetla się słodkim żółtawym blaskiem, jakby promień słońca przeniknął przez jej cień i uczynił ją złotą lub ukryta lampa rozświetliła ją swoim radosnym blaskiem. Jest to światło, które sprawia, że człowiek się raduje. Wtedy ze światła wyłania się moja słodka Pani, którą tak bardzo kocham, Matka, którą teraz tak dobrze znam. Uśmiecha się swoją liliową twarzą, swoim kochającym i skromnym spojrzeniem. Jest cała ubrana na biało, tak jak wtedy, gdy widziałem Ją w Raju[123], ale ma długi pas z pięknego niebieskiego jedwabiu, który jest zawiązany w Jej talii poniżej serca i schodzi prawie do rąbka Jej bardzo długiej sukni, z której wyłaniają się czubki Jej szczupłych, różowych stóp. Dwie róże są przypięte do rąbka szaty, nad małymi stopami, dwie wspaniałe róże, które wyglądają jak filigranowo obrobione złoto. Długi welon, lekki i zwarty, okrywa ją od stóp do głów. Na jej złączonych dłoniach spoczywa długi różaniec, który wydaje się być wykonany z pereł przewiązanych złotem. Różaniec wydawał mi się kompletny: 15 słupków. Zapomniałem jej powiedzieć, że kiedy światło wpadło do szczeliny w skale, kępa gałęzi krzewu róży, która stała u podnóża i wzdłuż prawej ściany szczeliny, poruszyła się, jakby wiatr zginał jej cierniste gałęzie, a jej ocalałe liście zmięte przez mróz i czerwono-zielony kolor, jakby zardzewiały. Maria uśmiechnęła się bez słowa w nimbie swojego złotego światła, które sprawiało, że wyglądała jeszcze bardziej nivea w swojej sukience i kolorze rąk, szyi i najczystszej twarzy niewiele więcej niż dziewczyny. Można by jej dać nie więcej niż dwadzieścia lat, i to dobrze zużytych. Maria schodzi w kierunku otworu szczeliny, do jej krawędzi. Widzę jej lekko kołyszący się krok, tak jak widziałem to już przy innych okazjach, kiedy ją widziałem: charakterystyczny krok kogoś, kto jest przyzwyczajony do sandałów bez uniesienia pięty. Dotarłszy do krawędzi otworu, tuż nad krzakiem róży, zatrzymuje się. Maria czyni znak krzyża. Uczy mnie czynić znak krzyża. Aż wstyd pomyśleć, jak to robimy! Anioł w wizji Raju nauczył mnie mówić: "Zdrowaś, Maryjo". Maryja uczy mnie mówić: "W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Rozdziela złączone w modlitwie dłonie, lewą kładzie na sercu, a prawą, wolną od korony, dotyka czoła, patrząc w niebo, klatki piersiowej, ramion, a potem pochyla głowę, na "niech tak się stanie", łącząc dłonie jak poprzednio i znów się uśmiecha. Wcześniej, zaznaczając siebie, nie była ani poważna, ani uśmiechnięta: była pochłonięta Bogiem. Gest jest bardzo szeroki i powolny. Nie jest nawet daleko spokrewniony z naszym, który wydaje się być... rozproszony i wyciszony w słowach. Potem zaczyna wyciągać swoją koronę. Powoli, mówiąc donośnym głosem, pochylając gwałtownie głowę jak w ukłonie, "Gloria Patri". Kiedy mówię "Ave" i "Pater", uśmiecha się i milknie. Od czasu do czasu wiatr porusza końcem jego jedwabnego pasa. Delikatna bryza. W końcu otwiera ramiona i wyciąga je w kierunku ziemi, pochylając głowę i smukłą sylwetkę w lekkim pokorze, i mówi swoim niepowtarzalnym, słodkim głosem: "Jestem Niepokalane Poczęcie", a mówiąc to, podnosi głowę i ponownie składa ręce, patrząc w niebo wzrokiem wilgotnym od nadprzyrodzonych emocji. Nie mówi nic więcej. Ale jej gest, jej uśmiech, jej spojrzenie pozwalają mi zrozumieć, że jest "służebnicą Boga"[124], zawsze uważa się za taką (opuszczając pokornie ramiona i głowę), jest taka z łaski Bożej, a nie z własnej zasługi (takie jest znaczenie jej pierwszego gestu) i jest taka dla Pana, któremu należy oddać chwałę za to, że dał ją światu jako pierwsze przebaczenie winnej ludzkości (takie jest znaczenie drugiej części gestu, w którym jest pochwałą, wdzięcznością i skromnym wspomnieniem). Powiedzieć, że to nic. Ale żeby to zobaczyć, jak wiele uczy sam ten gest! Następnie gromadzi się jakby w modlitwie wewnętrznej, ze wzrokiem utkwionym w Bogu, którego widzi, i w ten sposób rozpływa się, powracając do swojego Raju, pozostawiając we mnie światło, muzykę, perfumy swojej szczerości i duchowość swojej modlitwy. Napisałem pokonując przeszkody, które stworzył Kusiciel i moje człowieczeństwo. A teraz siedzę cicho z różańcem w dłoniach, próbując naśladować Maryję, Matkę-Mistrzynię, która przyszła, aby nauczyć mnie modlić się i chwalić Pana za wszystko, co On z nas czyni. Matko Boża z Lourdes, naucz mnie modlić się i chroń mnie przed diabłem i samym sobą. Niech tak będzie. [Rozdział 42 dzieła EVANGELO następuje 5 lutego].
[120] mówi się, że jest to maszynopis sporządzony przez ojca Miglioriniego poprzez kopiowanie z autografowych zeszytów pisarza. Obecne wydanie "Zeszytów" bezpośrednio odtwarza oryginalny tekst autografu.
[121], co mówi w drugim "dyktandzie" z 25 stycznia na końcu.
[122] dzisiejsze dyktando, które znajduje się w rozdziale 45 "Ewangelii tak, jak została mi objawiona".
[123] Widziałem ją w Paradise 10 stycznia.
[124] służebnica Boża, jak w Łukasza 1:38.