Spis
7 grudnia 1943 r. 9 grudnia 1943 r.

8 grudnia 1943 r.

Maryja mówi: "Łukasz, mój ewangelista, zawsze pisze[674], że mój Jezus, po obrzezaniu i ofiarowaniu Panu, 'wzrastał i stawał się pełen mądrości, a łaska Boża była w Nim'; i dalej powtarza, jak jako dwunastoletnie dziecko był nam poddany i 'wzrastał w mądrości, w wieku i w łasce przed Bogiem i ludźmi'. Odchylenie w pobożności wiernych spowodowało, że porządek zachowany przez Boga nawet wobec Niego samego, dotyczący Jego istnienia jako Syna Człowieczego, został zmieniony. Legenda uwielbia czynić z Mojego Dziecka cudowną i nienaturalną istotę, która od urodzenia miała czyny człowieka i dlatego była czymś tak nieregularnym, że stała się potworna. Ta błędna pobożność nie jest karana przez Boga, który ją widzi i lituje się nad nią i ocenia ją jako dzieło miłości niedoskonałej w formie, ale zawsze przyjemnej, ponieważ szczerej. Ale chcę wam powiedzieć o moim Dziecku takim, jakim było, kiedy bez swojej Matki nie mogło nic zrobić: delikatna, delikatna, blond, lekko zaróżowiona i piękna mała istota, tak piękna jak żaden syn człowieczy i tak dobra, tak dobra jak aniołowie, których stworzył jego Ojciec i nasz. Jego wzrost nie był ani większy, ani mniejszy niż u zdrowego dziecka, którym opiekuje się matka. Mądre moje dziecko. Bardzo. Tak doskonały, jak tylko doskonały może być człowiek. Ale jego inteligencja budziła się z dnia na dzień zgodnie z zasadą wspólną dla wszystkich urodzonych z kobiet. To było tak, jakby wschód słońca dotarł do jego blond główki. Pierwsze spojrzenia, już nie tak mgliste jak te z pierwszych dni, zaczęły osiadać na rzeczach, a zwłaszcza na jego mamie. Pierwsze niepewne, a potem coraz pewniejsze uśmiechy, gdy pochylałam się nad jego cipką lub brałam go na kolana, by dać mu mleko, umyć go, ubrać i pocałować. Pierwsze bezkształtne, a potem coraz wyraźniejsze słowa. Co za błogość być mamą uczącą Syna Bożego mówić: "Mamusiu!". A kiedy po raz pierwszy powiedział to poprawnie, że nikt tak jak on nigdy nie umiał tego powiedzieć z taką miłością, i że powiedział to do ostatniego tchu, co za uczta dla mnie i Józefa i ile pocałunków w małe usta, gdzie były jego pierwsze zęby! I pierwsze kroki z jego delikatnymi małymi stopami, różowymi jak płatek róży w kolorze cielistym, te małe stopy, które pieściłam i całowałam z miłością matki i wiernym uwielbieniem, a które później przybiją mnie do krzyża i zobaczę, jak kurczą się w skurczu, stają się lepkie i mroźne. I jego upadki, kiedy zaczynał chodzić sam. Biegłam, by go podnieść i pocałować jego siniaki.... Och! wtedy mogłabym to zrobić! Pewnego dnia zobaczyłabym Go upadającego pod krzyżem, już w agonii, rozdartego, ubrudzonego krwią i brudem rzuconym na Niego przez okrutny tłum, i nie mogłabym już biec, by Go podnieść, ucałować Jego krwawiące sińce, biedna Matka biednego straconego Syna! I Jego pierwsze dobroci: mały kwiatek zerwany w ogrodzie lub na drodze i przyniesiony do mnie, mały stołek przeciągnięty pod moimi stopami, abym była wygodniejsza, podniesienie przedmiotu, który upuściłam. I jej uśmiech. Słońce naszego domu! Bogactwo, które pokryło jedwabiem i złotem nagie ściany mojego małego domu! Ten, kto widział uśmiech mojego Syna, widział raj na ziemi. Pogodny uśmiech, dopóki był dzieckiem. Uśmiech, który stawał się coraz bardziej troskliwy, aż stał się smutny, gdy dorósł. Ale zawsze był to uśmiech. Dla każdego. I to był jeden z powodów jego boskiego uroku, dla którego kłopoty podążały za nim oczarowane. Jego uśmiech był już słowem miłości. Kiedy do uśmiechu dołączył głos, którego świat nigdy nie słyszał piękniejszego, zadrżały nawet grudy i źdźbła zboża. To był głos Boga, który przemówił do Maryi. I było tajemnicą, którą wyjaśniają tylko niezbadane powody Boga, jak Judasz i Żydzi mogli, po wysłuchaniu Jego przemówienia, przyjść, aby Go zdradzić i zabić. Jego inteligencja, coraz bardziej otwarta aż do doskonałości, budziła podziw i szacunek. Ale był tak hartowany dobrocią, że nigdy nikogo nie umartwiał. Mój słodki Synu, jak słodki byłeś dla wszystkich, a szczególnie dla swojej Mamy! Za młodu zabraniałam sobie całować go, tak jak to robiłam, gdy był małym chłopcem. Ale nigdy nie tęskniłam za jego pocałunkami i pieszczotami. To On zachęcał swoją Mamę, której pragnienie miłości rozumiał, aby piła życie, całując Jego święte ciało, aby piła radość. Przed Ostatnią Wieczerzą przyszedł zaczerpnąć pocieszenia od swojej Matki. I położył się na moim sercu jak wtedy, gdy był dzieckiem. Chciał nasycić się miłością Matki, aby móc oprzeć się niemiłości całego świata. Potem miałam go na sercu już zimnego i matowego w jaskrawych światłach Wielkiego Piątku. I widzieć moje wieczne dziecko - ponieważ dla matki jej dziecko jest zawsze dzieckiem, a tym bardziej, gdy cierpi lub gaśnie - widzieć moje Dziecko całe z rany, oszpecone cierpieniem, które zniosło, inkrustowane krwią, nagie, rozdarte do Serca, widzieć te błogosławione Usta, które wciąż miały tylko święte słowa, te uwielbione Oczy, których spojrzenie było błogosławieństwem, te Ręce, które poruszały się tylko po to, by pracować, błogosławić, leczyć, pieścić, te Stopy, które zmęczyły się, próbując zebrać Jego trzodę i które trzoda przebiła, to była bezgraniczna udręka, która przetoczyła się przez Ziemię, aby ją odkupić i zaatakowała firmamenty, które zadrżały z litości. Wszystkie pocałunki, które miałam w sercu i których nie byłam w stanie mu dać podczas przymusowych rozłąk w ciągu ostatnich trzech lat, dałam mu wtedy. Żaden siniak nie pozostał bez pocałunków i łez. I tylko ja wiem, ile ich było. Pocałunki i łzy najpierw obmyły Jego matowe Ciało, ani też nigdy nie wystarczyło mi pocałować Go, zanim zobaczyłem, jak znika pod aromatami, całunem, całunem i bandażami, a na koniec poza kamieniem przewróconym na zamknięciu Grobu. Ale w poranek Zmartwychwstania mogłem kontemplować uwielbione Ciało mojego Syna. Wszedł z promieniem słońca, niższym od Niego w blasku, i ujrzałam Go w Jego doskonałym Pięknie, Moim, ponieważ Go ukształtowałam, ale Bożym, ponieważ do tej pory przeszedł ludzką godzinę i powrócił do Ojca, niosąc mnie do Nieba ze Swoim boskim Ciałem ukształtowanym w moim łonie na moje ludzkie podobieństwo. Nie było dla Jego Mamy zakazu[675], który miał dla Marii z Magdali. Mogłam Go dotknąć. Nie zanieczyściłabym swoim człowieczeństwem Jej Doskonałości, która wznosiła się do Nieba, ponieważ minimum człowieczeństwa, które posiadałam w stanie Niepokalanego Poczęcia, spłonęło jak kwiat wrzucony do ognia na odkupieńczym stosie Golgoty. Maryja-Kobieta umarła wraz ze swoim Synem. Teraz pozostała Maryja-Dusza, żarliwa, by wstąpić ze swoim Synem do Nieba. A mój czcigodny uścisk nie mógł zakłócić triumfu Boskości. O, błogosławiona ta Jej miłość! Bo jeśli później zawsze pamiętałem o Jego zmasakrowanym Ciele, a wspomnienie tej tortury nie straciło jeszcze swojego żądła, to wspomnienie Jego uwielbionego Ciała, triumfującego, pięknego boskim i majestatycznym Pięknem, które jest radością Nieba, było moją wieczną pociechą podczas zbyt długich dni mojego życia i było moją wieczną tęsknotą za zakończeniem życia, aby Go ponownie zobaczyć. Maryjo, dwie godziny temu rozpoczęła się moja uczta[676] i trzymałem cię przy sobie, dając ci poznać mojego Jezusa. Teraz odpocznij, patrząc na tych, którzy cię kochają i czekają na ciebie, i widząc Piękno, które sprawia radość świętym".


Maryja mówi: "Kiedy w gniewie Wielkiego Piątku spotkałam się z moim Synem na rozdrożu prowadzącym na Golgotę, z naszych ust nie padły żadne słowa poza: "Matko!", "Synu!". Wokół nas stały bluźnierstwo, wściekłość, kpina i ciekawość. Bezużyteczne, przed tymi czterema Furiami, wystawiać serce z jego najświętszymi pulsami. One rzuciłyby się na nie, by zranić je jeszcze bardziej, bo kiedy człowiek dotyka doskonałości Zła, jest zdolny nie tylko do zbrodni przeciwko ciału, ale także przeciwko myślom i uczuciom bliźniego. Spojrzeliśmy na siebie. Jezus, który już rozmawiał z żałosnymi kobietami, zachęcając je do płaczu za grzechy świata, patrzył na mnie nieruchomo, przez zasłonę potu, płaczu, kurzu i krwi, która pokryła jego powieki. Wiedział, że modlę się za świat i że chciałbym, aby Niebo przyszło mu z pomocą, uwalniając go nie od męki, bo ta miała się dokonać na mocy wiecznego dekretu, ale od czasu jej trwania. Chciałabym go zgiąć kosztem własnego męczeństwa na całe życie. Ale nie mogłem. To była godzina Sprawiedliwości. Wiedział, że kocham go jak nigdy dotąd. A ja wiedziałam, że on kochał mnie i że bardziej niż zasłona żałosnej Weroniki[678] i jakakolwiek inna ulga, pocałunek jego Matki byłby dla niego ulgą. Ale nawet ta tortura była potrzebna, by odkupić winę niekochania. Nasze spojrzenia spotkały się, splotły, rozdzieliły, rozdzierając nasze serca. A potem zmiażdżenie przytłoczyło i popchnęło Ofiarę w kierunku jego ołtarza i ukryło go przed inną ofiarą, która już była na ołtarzu ofiary i to byłam ja, smutna Matka. Kiedy widzę cię tak twardą, upartą w grzechu i myślę, że nasza nieskończona męka nie wystarczyła, aby uczynić cię dobrą, myślę, jaka większa męka była potrzebna, aby zneutralizować truciznę szatana w tobie i nie znajduję jej, ponieważ nie ma większej męki niż nasza. Od chwili mego Niepokalanego Poczęcia trzymałam głowę szatana pod moją piętą[679] bez winy. Ale on, nie będąc w stanie zepsuć mojego ciała i duszy swoją trucizną, rozlał swoją truciznę jak piekielny kwas na moje matczyne Serce, a jeśli jest niepokalane dzięki łasce Bożej, jest zasmucone, jak nie mogło być przez dzieło szatana, który przebił je na śmierć przez synów ludzkich, którzy zabili mojego Syna od godziny Getsemani do końca świata. Matka mówi ci, stworzenie, które jest mi drogie, że w błogości Nieba przestępstwa, które wyrządzasz mojemu Synowi, wznoszą się, by zranić mnie jak strzały, a każda z nich ponownie otwiera ranę Wielkiego Piątku. Bardziej niż gwiazdy na firmamencie Boga są rany, które moje Serce nosi dla ciebie. A nad Matką, która oddała ci życie, nie masz litości. Powrócę, by mówić do was dzisiaj, ponieważ chcę mieć was przy sobie przez cały dzień. Dziś bardziej niż kiedykolwiek jestem Królową w Niebie i noszę ze sobą twoją duszę. Jesteś dzieckiem, które niewiele wie o Mamie. Ale kiedy poznasz tak wiele rzeczy i poznasz Mnie nie jako odległą gwiazdę, której widzisz tylko promień i znasz imię, nie tylko jako wyidealizowaną i wyidealizowaną istotę, ale jako żywą i kochającą rzeczywistość, z moim sercem jako Matką Boga i Matką Jezusa, jako Niewiastą, która rozumie smutki kobiet, ponieważ najbardziej okrutne nie zostały Jej oszczędzone i musi tylko pamiętać o sobie, aby zrozumieć smutki innych, wtedy pokochasz Mnie tak, jak kochasz mojego Syna: to znaczy całym sobą ".


Maria mówi: "To pobożność Longinusa[680] pozwoliła mi zbliżyć się do Krzyża, do którego doszłam stromymi skrótami, niesiona bardziej miłością niż własną siłą. Longinus był prawym żołnierzem, który wypełniał swoje obowiązki i sprawiedliwie egzekwował swoje prawa. Był więc już predysponowany do cudów łaski. Ze względu na jego pobożność otrzymałem dla niego dar włóczni z boku i były one jego chrztem łaski, ponieważ jego dusza pragnęła Sprawiedliwości i Prawdy. Aniołowie powiedzieli[681] w porodzie Jezusa: "Pokój na ziemi ludziom dobrej woli". O zmierzchu śmiertelnego dnia Chrystusa, sam Chrystus dał temu człowiekowi dobrej woli Swój Pokój. A Longinus był pierwszym synem zrodzonym dla mnie z trudu Krzyża, ponieważ Disma[682] był ostatnim odkupionym przez słowo Jezusa z Nazaretu, tak jak Jan był pierwszym, i mogłem powiedzieć, że on, ze swoim sercem diamentowej lilii rozpalonej miłością, był światłem zrodzonym ze Światła, a Ciemność nigdy nie mogła go przyćmić. Wziąłem tylko tego "syna Chrystusa" (Ojciec M. wie, co oznacza przyrostek bar w języku hebrajskim) z rąk mojego Syna, rozpoczynając cykl mojego duchowego macierzyństwa z kwiatem, który już zakwitł w Niebie; mojego duchowego macierzyństwa zrodzonego jako purpurowa róża z palm przybitych do pnia Krzyża, tak różna od białej róży[683] radości w Kanie, ale tak samo dana przez miłość Chrystusa do Jego Matki dla ludzi i przez miłość Chrystusa do ludzi dla Jego Matki, która nie będzie już miała Syna. Cud miłości naznaczył erę ewangelizacji, cud miłości naznaczył erę odkupienia, ponieważ wszystko, co pochodzi od mojego Jezusa, jest miłością i wszystko, co pochodzi od Maryi, jest również miłością. Serce Matki różni się od serca Syna jedynie Boską Doskonałością. Z wysokości Krzyża słowa schodziły powoli, rozłożone w czasie jak wybijanie godzin na niebiańskim zegarze. I zebrałem je wszystkie, nawet te, które najmniej odnosiły się do mnie, ponieważ nawet westchnienie Umierającego zostało zebrane, wypite, wdychane przez mój słuch, moje oko, moje serce. "Niewiasto, oto syn twój"[684]. I zrodzony z mego smutku, od tej chwili dałem Niebu dzieci. Dziewicze narodziny jako moje pierwsze, te mistyczne narodziny ciebie dla Niego. Daję was światłu Nieba przez mojego Syna i mój smutek. I to zrodzenie, które rozpoczęło się tymi słowami, jeśli nie ma w nim wycia rozdartego ciała, ponieważ moje ciało było odporne na winę i potępienie[685] zrodzenia przez ból, rozdarte serce wyło bez głosu z niemym śpiewem ducha i mogę powiedzieć, że rodzisz się przez szczelinę otwartą przez mój smutek jako Matki w moim sercu jako Dziewicy. Ale królowym słowem tego okrutnego kwietniowego popołudnia było zawsze jedno: "Matko!". To była jedyna pociecha Syna, aby mnie zawołać, ponieważ wiedział, jak bardzo Go kochałam i jak mój duch wstąpił na Jego Krzyż, aby ucałować mojego umęczonego świętego. Coraz częściej powtarzane i coraz bardziej bolesne, w miarę jak spazm narastał jak wzbierająca fala. Wielkim okrzykiem, o którym[686] mówią ewangeliści, było to słowo. On powiedział wszystko i dokonał wszystkiego; powierzył swego ducha Ojcu i wzywał Ojca nad swoim bezgranicznym smutkiem. A Ojciec nie ukazał się temu, w którym do tej godziny był zadowolony, a który teraz, obciążony grzechami świata, był postrzegany przez Boga z surowością. Ofiara wezwała Matkę. Z okrzykiem rozdzierającego smutku, który przeszył niebiosa, powodując deszcz przebaczenia, i który przeszył moje serce, powodując deszcz krwi i płaczu. Podjąłem ten krzyk, w którym, z powodu skurczów śmierci i tej śmierci, słowo zostało rozbite w agonalnym lamencie, i nosiłem ten dźwięk we mnie jak miecz ognia aż do poranka wielkanocnego, kiedy wszedł Zwycięzca, płonący jaśniej niż słońce tego pogodnego poranka, piękniejszy niż kiedykolwiek widziałem go wcześniej, ponieważ grób połknął mnie jako Boga-Człowieka i zwrócił mi Boga-Człowieka, doskonałego w swoim męskim majestacie, radosnego z powodu zakończonej próby. "Matka" nawet wtedy. Ale, o córko!, był to krzyk Jego niepohamowanej radości, w której sprawił, że uczestniczyłem, przytulając mnie do Swojego Serca i oczyszczając piołun octu i żółci pocałunkiem Swojej Matki. Niech cię nie dziwi, że w dniu mojego święta szczerości mówiłem ci o moim smutku. Każdemu darowi Bożemu przez sprawiedliwość przeciwstawiony jest dar dobroczyńcy. Każde wybranie niesie ze sobą zarówno ogromne, jak i słodkie obowiązki, które stają się wieczną radością po zakończeniu próby. Najwyższemu darowi Poczęcia bez skazy musiał odpowiadać z mojej strony dar bycia Matką Odkupiciela, to znaczy Niewiastą Boleści. A męka Golgoty jest koroną nałożoną na chwałę mojego niepokalanego poczęcia".


[674] On pisze... powtarza..., w Łukasza 2:40, 52.

[675] zakaz, w słowach opisanych w Jana 20:17.

[676] moje święto, święto Niepokalanego Poczęcia, które obchodzone jest 8 grudnia.

[677] przemówił już do kobiet słowami opisanymi w Ewangelii Łukasza 23:27-31. Inne fakty ewangeliczne przywołane w "dyktandach", ale nie udokumentowane w czterech kanonicznych Ewangeliach, zostaną znalezione w wielkim dziele Ewangelia tak, jak została mi objawiona, które Maria Valtorta zaczęła pisać w 1944 roku.

[678] welon Weroniki, wspomniany już 28 czerwca, 1 i 17 września.

[679] Moja pięta jest powiedziana w odniesieniu do Księgi Rodzaju 3:15.

[680] Longinus, wspomniany już 23 kwietnia, 7 września i 31 października.

[681] powiedział, jak podano w Łukasza 2: 13-14. Współczesne tłumaczenia brzmią: "Pokój na ziemi ludziom, których miłuje".

[682] Disma, wspomniany już 11 sierpnia, 31 października i 5 grudnia.

[683] biała róża, wspomniana pod koniec ostatniego "dyktanda" z 5 grudnia.

[684] "Niewiasto, oto syn twój", jak w Jana 19:26.

[685] potępienie, które znajduje się w Księdze Rodzaju 3:16.

[686], o którym mowa w Ewangelii Mateusza 27:50; Marka 15:37; Łukasza 23:46.